poniedziałek, 23 czerwca 2014

38.

*Zayn's POV*

Kiedy Niall wyszedł, długo siedziałem w sali i myślałem nad tym co powiedzieć Emily, kiedy się tutaj zjawi.
Blondyn wprawdzie obiecał, że troszkę tego całego zamieszania jej wytłumaczy, zatai przed nią sprawę z Tiffany i wszystko będzie dobrze, chyba.
Nialler nigdy by mnie nie okłamał, przecież on też kocha Em, chyba nawet bardziej niż ja, bo szczerze to ja nie wiem co czuję.
Wiem, że dzięki niej jestem inny, lepszy, ale czy to jest miłość?
Chyba więcej tego dziwnego uczucia kieruję w stronę Horana, ale nie chodzi o to, żeby być parą, tylko to jest braterska miłość.
Kilka razy zastanawiałem się, co niektóre we mnie widziały, przecież nie jestem jakimś super facetem, który jest nieziemsko przystojny i ma wszystkie najlepsze atrybuty.
Czasami zaskakiwała mnie ta łatwość zaciągania kobiet do łóżka, ale to przeszło, już nie chcę ich wykorzystywać, teraz chcę zacząć od nowa, ale chyba nie dam rady sam.
Zerknąłem na zegarek, który wisiał nad drzwiami sali i dostrzegłem, że dochodzi dwudziesta trzecia.
Westchnąłem przeciągle i zakopałem się w ciepłej kołdrze, która pachniała lawendą.
Znaczy się lawendowym proszkiem, bo raczej lawendy tutaj nie wysypali.

Fale rozbijały się o brzeg, a do moich nozdrzy doleciał zapach słonej wody.
Wzdrygnąłem się lekko, ale na moich ustach zamajaczył lekki uśmiech, spowodowany promieniami słońca padającymi na moją twarz.
Odgarnąłem niesforne kosmyki z czoła i przeczesałem grzywkę palcami, układając się na brzuchu.
W oddali słychać było śmiech dzieci, tak radosny i donośny, że serce rosło od samego słuchania.
Przymknąłem oczy, układając twarz na miękkim ręczniku i poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie. 
Pogoda dzisiaj dopisywała, pierwszy raz odkąd udaliśmy się w tą podróż do Hiszpanii.
Zawsze chciałem zwiedzić to miejsce i cieszyłem się, że mogę to uczynić wraz z osobą którą kocham.
Cieszyłem się z każdej spędzonej razem chwili, niestety nie podobało mi się zbytnio, że musiałem zabrać ze sobą swoje kuzynki i je niańczyć, ale nie wszystko jest takie kolorowe.
Lubiłem siedzieć na plaży i oglądać zachód słońca, popijając najlepsze koktajle serwowane w okolicy.
Kochałem te niebieskie oczy, które tak bardzo mnie fascynowały od naszego pierwszego spotkania.
Te rumieńce, które zawsze wykwitały na policzkach, pod wpływem słońca.
Te blond kosmyki...

Usiadłem gwałtownie, szeroko otwierając oczy.
Jakie blond kosmyki!?
Ten sen był fajny, tylko do tego cholernego momentu z tymi blond włosami.
Podświadomość pokazuje mi ukochaną osobę, tylko dlaczego to kurwa jest Niall!?
Przetarłem twarz dłońmi i pokręciłem głową.
Teraz raczej nie zasnę.
Nie po takim śnie...
To wszystko jest chore.
Nigdy bym z nim nie był, za żadne skarby świata.
Nie chcę dopuścić do siebie faktu, że mógłbym być gejem i lizać się z najlepszym przyjacielem.
To jest okropne, o ile to słowo to nie jest za mało.
Boję się zasnąć, boję się kolejnego głupiego snu, który wyprowadzi mnie z równowagi.
Muszę jutro być naturalny, nie przejawiać żadnych oznak, tego dziwnego snu, który również mógłby być moim koszmarem.
Ale... podobno, gdy ktoś ci się śni, to znaczy, że za nim tęsknisz... a może on za tobą?
Nigdy tego nie zrozumiem...
Znów położyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy.

Obudziło mnie stukanie do drzwi.
Jęknąłem przeciągle i wydukałem ciche "proszę", przecierając zaspane oczy.
W drzwiach pojawiła się głowa Emily, po czym otworzyły się one szerzej i cała jej postać weszła do środka.
Zamknęła cicho drzwi i powoli podeszła do łóżka, usiadła na krześle postawionym obok i niepewnie złapała mnie za rękę.
Gładziła kciukiem moje knykcie, wpatrując się w pościel, robiła wszystko mechanicznie, jakby miała to wyćwiczone.
Nie chciałem na nią patrzeć, nie teraz kiedy widzę jak bardzo jest zraniona, jak bardzo jest jej ciężko.
Wgapiałem się tępo w sufit, nawet nie reagując na jej dotyk.
Może byłem dla niej obojętny, może zbyt surowy, może nie powinienem, ale to wszystko było takie dziwne.
Jeszcze dwa tygodnie temu, jakby ktoś mnie zapytał o ukochaną, bez namysłu wypowiedziałbym jej imię, a teraz?
Teraz wszystko w mojej głowie buzuje i ja sam nie wiem co mam z tym zrobić.
Najpierw jest wszystko dobrze, wszystko się układa, jest znakomicie, potem coś mi odwala, ona wyjeżdża, porywają ją, mnie chcą zabić, ona nie wie, że żyję i tak w kółko?
Nie umiałbym tak żyć.
Jeszcze ten durny sen, nie wiem co to miało być i nawet nie chcę wiedzieć.
Nie chcę wiedzieć jak wyglądałoby moje życie u boku Horana.
Przecież byłbym pośmiewiskiem numer jeden w całym mieście.
Przecież on jest dla mnie jak brat, nie umiałbym z nim być, nawet gdybym bardzo chciał.
A może umiałbym?
Wolę nie umieć i nawet się tego nie uczyć, to byłoby za trudne.
Nie chcę krzywdzić ludzi na których mi zależy, ale niestety robię to każdego dnia, nawet bez mojej wiedzy.
- Czemu mnie zostawiłeś? - szepnęła miękko, nadal nie zaprzestając swoich ruchów.
Westchnąłem cicho.
Chłopaki wmówili jej, że mam ją w dupie i nie chciałem jej uratować.
- Nie zostawiłem. Pojechałem, żeby cię odbić, ale mnie postrzelili i widzisz, że jestem tutaj.
Pokiwała lekko głową i zabrała dłoń, wpatrując się w swoje palce.
To chyba nie będzie łatwa rozmowa, zważywszy na to, że ona nie ma humoru, a ja nie umiem jej wszystkiego odpowiednio wytłumaczyć.
- Co do mnie czujesz? - podniosła na mnie wzrok i w jej oczach mogłem dostrzec pewnego rodzaju zawód.
Przygryzłem lekko wargę, wpatrując się w jej tęczówki, ale nie umiałem dobrać właściwych słów.
Siedzieliśmy tak przez pewien czas wpatrując się w swoje oczy.
Brązowe w niebieskie.
Niebieskie w brązowe.
To było jak wieczność, ale czym jest wieczność gdy nie wiesz co powiedzieć, a czas gna i gna...
- Nie wiem - pokręciłem głową, odrywając wzrok od jej oczu.
Spuściła głowę i zaczęła skubać rękawy bluzy.
Odchyliłem głowę w tył i znów wpatrywałem się w jeden punkt na suficie.
- Myślałam, że wszystko sobie wyjaśnimy - mruknęła cicho, ale na tyle głośno, bym mógł ją usłyszeć. - Myślałam, że powiesz mi czemu to zrobiłeś, czemu zawsze byłeś dla mnie taki obojętny, taki dziwny, czemu mnie okłamywałeś, czemu ja głupia ci ciągle wierzyłam, przebaczałam i teraz cierpię. Wolałabym nigdy cię nie spotkać, wolałabym zapomnieć, ale nie umiem. Miłości nie da się zapomnieć, ale co ty o tym wiesz? - prychnęła cicho i pokręciła głową z wyraźną pogardą. - Jesteś tylko maszyną do ruchania Malik, nigdy nie będziesz nikim lepszym. Nawet wielka zmiana ci nie pomoże, miłość też nie. Odpychasz każdego kto chce ci pomóc, masz wszystkich gdzieś, wielki pan się znalazł. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz kogoś, kto będzie chciał z tobą być, mam nadzieję, że znajdziesz kogoś cholernie podobnego do ciebie. Zapomnij o mnie, a ja zapomnę o tobie. Przynajmniej się postaram - zakończyła i od razu wstała, kierując się do wyjścia.
- Emily... - popatrzyła na mnie, opierając rękę na ścianie obok drzwi. - Jakbyś zapytała się mnie jakieś dwa tygodnie temu czy coś do ciebie czuję, bez najmniejszego namysłu powiedziałbym, że tak. Nawet nie wiesz jak cholernie źle się czułem kiedy cię porwali, albo kiedy wyjechałaś, nie umiałem sobie poradzić, czasami kłamałem w ważnych sprawach, to fakt, ale nikt nie jest idealny, tym bardziej ja. Nie umiem rozpoznawać uczuć, nie umiem ich rozróżniać, ani nazywać, ale jakoś próbuję. Chciałbym znaleźć kogoś, kogo pokocham, myślałem, że to ty, ale teraz chyba nie jestem pewien - westchnąłem cicho, wzruszając ramionami. - Jestem zwykłym człowiekiem Emily, popełniam błędy i na nich się uczę, nie chcę krzywdzić ludzi, na których mi zależy, ale często robię to bez mojej wiedzy. Chcę, żebyś wiedziała, że życzę ci szczęścia w życiu, miłości, ogólnie szczęścia. Żeby nikt nie sprawił, by w twoich oczach pojawiły się łzy, tylko paliły się tam ogniki miłości. Życzę szczęścia, największego jakie kiedykolwiek mogło być. Wszystkiego najlepszego Em - uśmiechnąłem się słabo.
Westchnęła przeciągle i bez słowa wyszła, zamykając cicho drzwi.
Wpatrywałem się chwilę w nie, analizując wypowiedziane słowa.
Może powiedziałem coś źle, a może nie...
Wiem, że ona chciała i próbowała mnie zmienić, troszkę jej się udało, ale... nie każdy daje radę.
Może po niej ktoś inny da radę, dokończy jej dzieło.
Może nikt nie będzie mnie chciał, a może i ja będę szczęśliwy.
Wiem, że razem z nią z tej sali wyszła moja zmiana.
Teraz jestem chyba taki sam jak wcześniej.
Przynajmniej ja tak to czuję.
Przynajmniej ja sądzę, że nic mnie nie zmieniła.
Chociaż próbowała, udało jej się, ale wracam do punktu wyjścia.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

środa, 28 maja 2014

37.

*Niall's POV*

- Ja pierdolę nie po oczach! - wrzasnąłem, zasłaniając twarz dłońmi i pozostawiając małe szczelinki, przez które mógłbym oglądać co się dzieje.
Nigdy nie miałem okazji i szczerze nie chciałem oglądać... a może oszczędzę tych wspomnień.
Ciche sapnięcie wydostało się z ust Malika, kiedy musiał podnieść się na łokciach i oderwać od Tiffany, o ile dobrze zapamiętałem.
- Kiedy się obudziłeś? - uniosłem lekko brew, opierając się o futrynę i krzyżując ręce na torsie.
Przetarł twarz, a później przeczesał włosy, cicho stękając.
Wywróciłem oczami, podniosłem z podłogi koszulkę, najprawdopodobniej jego i dokładnie obejrzałem.
- Ubierz się może - rzuciłem prosto w niego, zawiniętą odzieżą.
Szybko ją złapał i przeciągnął materiał przez głowę.
Zaraz znowu usłyszałem strzelanie gumki i uderzyłem się prosto w czoło.
- Kiedy się wybudziłeś? - podszedłem do łóżka i uniosłem brwi najwyżej jak tylko potrafiłem.
Ziewnął cicho, układając się na jednym boku.
Wziąłem poduszkę, którą zapewne zrzucił z łóżka, stanąłem za nim i zacząłem go tym okładać po głowie.
- Pół godziny temu, daj mi spokój - wydusił pomiędzy moimi uderzeniami.
- Pół godziny i już masz chcicę? - pokręciłem głową, złapałem jego głowę i lekko podniosłem, wkładając pod nią poduszkę.
- Nie jestem dzieckiem Nialler, dam sobie radę - mruknął, wtulając się w zimny materiał.
Nie wiem nawet kiedy, Tiffany się ulotniła.
Nie wiem, czemu tutaj ciągle z nim siedziała.
Przejawiała jakieś uczucia względem niego, ale nigdy się z tym nie ukazywała.
Dla Malika była jedynie zabawką na noc, choć z nią zrobił to trzy razy, teraz prawie cztery.
Choć jestem na niego wściekły, że tak traktuje dziewczynę, która go kocha i to nie tylko Tiffany, ale i Emily.
Coś zmniejszyło mój gniew, mianowicie to jak mnie nazwał.
Zawsze mnie tak nazywał, jak wcześniej chodziliśmy na rowery, bawiliśmy się w klubach i zawsze kiedy nie udało mi się poderwać żadnej dziewczyny, on miał ich tyle ile tylko chciał.
Tutaj też nie chodzi o to.
Wcześniej jak jeszcze mu palma nie strzeliła, zostawiał te wszystkie dziewczyny, przytulał mnie mocno i mówił "Wszystko będzie dobrze Nialler", czasami zdarzało się również określenie "Ni".
Nie wiem czemu, ale bardzo lubiłem te pieszczotliwe określenia Zayn'a.
Zapewne nigdy by mi nic nie zrobił, zawsze pokazywał, że jestem jego młodszym bratem.
Czasami myślę, że gdybym był gejem, chciałbym z nim być, tylko że on by mnie wyśmiał i z przyjaźnią koniec.
Nie chciałbym go wtedy tracić i bardzo się cieszę, że jestem na sto procent hetero.
Po tych słodkich słowach, zawsze szliśmy do jakiejś kawiarni, albo do przytulnego pubu, na partyjkę bilarda, piłkarzyków, albo po prostu zjeść jakieś ciastko i napić się kawy.
Wcześniej wiele nie pił, wolał moje towarzystwo, a potem, nadeszła ta zmiana.
Ja poszedłem w odstawkę, on mnie odrzucał, często przerażał.
Czasami jak był pijany słyszałem jak szedł obok mojego pokoju.
Przystawał na chwilę, nie było słychać ciężkich kroków, ale nie pukał, nie wchodził, czasami miałem wrażenie, że on patrzy na pokój Liam'a, znajdujący się na wprost mojego.
Nie powiem, to bolało.
Twój najlepszy przyjaciel, prawie brat, ma cię w dupie.
Pamiętam, że wcześniej, gdy była burza i wyłączali światło, przychodził do mnie ze świeczką, stawiał ją na podłodze i siadaliśmy obok niej, opowiadając jakieś historie.
Lubiłem słuchać jego głosu, najbardziej jak śpiewał, albo się śmiał.
To chyba w tym śmiechu dziewczyny się zakochiwały.
Gdy się zmienił, nie przychodził.
Sprowadzał jakieś dziewczyny, zabawiał się z nimi w swoim pokoju, a ja leżałem zwinięty w kłębek, wtulony w poduszkę i pościel, chcąc, żeby on przestał i przyszedł, tylko, że został mi tylko miś.
Nigdy się nie przyznałem, że miałem misia, wszyscy by mnie wyśmiali.
Wyciągałem go spod łóżka w małym pudełku po butach miał swój dom, każdy myślał, że tam są jakieś buty na specjalną okazję, ale to był tylko Zayn.
Może głupie, ale miałem misia, który tak się nazywał.
Teraz już go nie ma.
Raz pod wpływem Malik wpadł do mojego pokoju, kiedy właśnie spałem z misiaczkiem. Złapał go, obejrzał i zaczął się śmiać. Wpatrywałem się w niego, wielkimi oczami, kiedy tamten powoli, jakby to sprawiało mu największą na świecie radość, wyrywał swojemu imiennikowi oczy, poodrywał uszka, nogi, rączki... została tylko wata wylatująca ze środka. Chyba chciał go spalić, ale gdy szukał zapalniczki, udało mi się wyrwać strzępki misia i cicho pociągnąć nosem.
Przez następne dwa tygodnie, nie chciałem z nim rozmawiać, zniszczył mi jedyną pamiątkę dawnej przyjaźni.
On sam kupił mi tego misia.
Na urodziny.
Poszliśmy do wesołego miasteczka i wygrał go dla mnie, powiedział, że to na znak naszej przyjaźni.
Wtedy o wszystkim zapomniał, po prostu go 'zabił'.
Westchnąłem cicho, głaszcząc jego włosy.
Zayn powoli zasypiał, cicho mrucząc pod wpływem mojego dotyku.
- Zabiłeś go - szepnąłem, wpatrując się w niego.
Mruknął coś pod nosem i uchylił lekko powieki.
- Kogo? - odkaszlnął i przetarł oczy.
- Mojego misia - zaśmiałem się, kładąc jego głowę na poduszce.
Popatrzył się na mnie zdezorientowany.
- Jakiego misia? - uniósł lekko brew, masując czoło.
Westchnąłem cicho, zdjąłem buty i położyłem się obok niego.
- Tego, co kupiłeś mi raz na urodziny, pamiętasz? - przechyliłem głowę w bok, szczelnie okrywając go kołdrą.
Pokiwał lekko głową.
- Pamiętam Ni, co z nim?
Zmarszczyłem lekko brwi i pokręciłem głową.
- Jakiś rok temu go rozwaliłeś, śmiejąc się przy tym z największą rozkoszą - mruknąłem, odwracając się tyłem do niego.
Usłyszałem ciche westchnienie i zaraz mocne ręce oplotły moją talię.
- Nie chciałem Nialler, przepraszam.
Niechętnie, strąciłem jego ręce i przesunąłem się na sam skraj łóżka.
- Daj spokój, było, minęło, przepraszam, że to przypominam.
- Jak go nazwałeś?
Zamknąłem na chwilę oczy i cicho wypuściłem powietrze.
- Zayn - mruknąłem cicho, zerkając przez swoje ramię.
Wpatrywał się we mnie, co chwilę mrugając powiekami.
- Czemu akurat moim imieniem? - szepnął i zaczął bawić się kosmykami moich włosów.
- Bo za tobą tęskniłem - zaśmiałem się cicho, kręcąc głową, na własne słowa.
- Ale ja zawsze byłem obok - również się zaśmiał, nie wiem czemu, on chyba też nie wiedział czemu, po prostu się zaśmiał, a ja kochałem ten śmiech.
- Bo się zmieniłeś i miałeś mnie gdzieś - burknąłem, schodząc z łóżka.
Wsunąłem szybko buty i chciałem uciec, żeby tylko nie rozmawiać z nim o tym jak się czułem.
- Zostań Ni... nie zostawiaj mnie - szepnął cicho, powoli siadając.
Popatrzyłem na niego z obojętną miną, ale serce mi się łamało wpatrując się w niego, on w tej chwili nie miał nikogo, tylko mnie.
Mało myśląc, usiadłem obok niego i mocno go przytuliłem, słysząc na to ciche stęknięcia.
- Żebra mi połamiesz Ni - zaśmiał się cicho, na co poluzowałem lekko uścisk.
- Jutro przywiozę do ciebie Em, zgoda? - popatrzyłem na niego, uśmiechając się szeroko.
- Em? Pamięta o mnie?
Pokiwałem energicznie głową.
- Nawet nie wiesz jak, bardzo za tobą tęskni.
- Niech przyjedzie - pokiwał głową, wargami delikatnie muskając moje czoło.

________________________________________________
Witam.
Przepraszam za ten mały poślizg, ale... nie wiem czemu, nie chciało mi się pisać.
Pogoda jest ładna, ja wychodzę, jeszcze kościół, wiecie majówki...
Mniejsza.
Jak podoba Wam się ten rozdział?
Z góry zapowiadam, że on pojawi się na Wattpadzie dopiero jutro.
Jak widzicie, wplotłam tutaj troszkę Ziall'a, wiem że to hetero ff, ale tak mnie korci, żeby coś o Ziall'u napisać.... no przepraszam, jeśli ktoś czegoś takiego nie lubi.
Za miesiąc, już będą wakacje...
Wtedy, będę dodawać rozdziały częściej, pewnie to będzie już druga część.
Właśnie, zmieniłam jej nazwę. 
Choć jeszcze nie powstaje, ale zamiast Forget, będzie nazywać się Clarity.
Mam taką fazę na to słowo, przez filmik "ziall | clarity", zawsze przy nim ryczę, ew
Jestem zaskoczona, jak to opowiadanie jest lubiane, sama go nie lubię.... 
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, teraz będzie zamieszanie z bierzmowaniem, projektem i końcem roku. Nie podam Wam dokładnej daty, wybaczcie.
Stan podczas pisania rozdziału:
Wyświetlenia - 136,044
Obserwatorzy - 118
Komentarze - 910
Oficjalny hashtag: #ChangePL
Znowu Ziall XD
Iza aka @sweetiezialler ♥ xx

sobota, 10 maja 2014

36.

*Zayn's POV*

Dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze i najdokładniej dało się wyłapać pikanie aparatur.
Poruszyłem lekko ręką, kiedy poczułem nagły uścisk z moich ust wydostał się cichy jęk.
Otworzyłem powoli oczy, przyswajając je do światła w pomieszczeniu.
Ściany były białe, nic szczególnego jak w jakimś zakładzie psychiatrycznym.
Czyjaś dłoń przejechała po moim policzku, a moje oczy biegły zaraz za nią.
To kobieca dłoń, wypielęgnowana, zadbana.
Jej właścicielka musi być przykładną i porządną kobietą.
Podniosłem wzrok na osobę nachylającą się nade mną i zmarszczyłem brwi.
Blond włosy stworzyły zasłonę nad moją głową i gdy tylko dziewczyna ruszyła głową, one łaskotały moją skórę, wchodziły mi do ust i do oczu.
Wiedziałem od samego koloru kto to jest.
Perfumy tylko mnie upewniły w tym przekonaniu.
Panna Whilliams chyba jako jedyna siedziała razem ze mną w tym pomieszczeniu.
- Łaskoczesz - wybełkotałem, wypluwając jej włosy z ust.
Odsunęła się i przejechała dłonią po moim czole.
- Obudziłeś się - uśmiechnęła się lekko, znów łapiąc moją dłoń.
Skinąłem głową, nie wiem czemu, przecież widzi, że już nie śpię, ale dobra...
- Jak długo spałem? - otarłem oczy, próbując wstać, ale nagły ból w głowie mnie sparaliżował.
Tiffany w oka mgnieniu złapała mnie za ramiona i położyła, poprawiając poduszki.
- Nie spałeś, byłeś nieprzytomny - westchnęła, dokładnie otulając mnie kołdrą.
Zmarszczyłem lekko brwi, kładąc swoją dłoń na małej rączce dziewczyny.
- Jak długo tak leżałem? - poprawiłem się, robiąc jej troszkę miejsca.
Uśmiechnęła się delikatnie, ściągnęła balerinki i położyła się obok mnie.
- Jakiś tydzień, może więcej, nie wiem - pokręciła głową, wtulając się w mój bok.
Westchnąłem cicho, sam nie wiedziałem co ja w tym momencie robię...
Objąłem ją ramieniem i przymknąłem oczy, kładąc głowę na jej piersi.
- Przychodził ktoś?
- Chyba to twoi kumple byli, najczęściej przychodził pewien blondyn.
- Niall - szepnąłem, mocniej wtulając się w jej koszulkę.
Miała przyjemne perfumy, łagodny zapach, uspokajający.
- Ta... dziewczyna - zaczęła, niepewnie dotykając moich włosów.
Zmarszczyłem lekko brwi.
O co jej chodzi?
Podniosłem na nią wzrok i uniosłem pytająco brew.
- Jaka dziewczyna Tiffany?
Przygryzła delikatnie wargę, bawiąc się moimi włosami.
- Twoja dziewczyna - szepnęła, zaciskając oczy. - Ta co byłeś z nią w kawiarni.
Pokiwałem lekko głową.
Jej chodzi o Emily.
- Co z nią? - pociągnąłem dziewczynę na dół i nachyliłem się nad nią, unosząc brew.
- Nie przyszła - małe rączki Tiffany oplotły mój tors i tylko czułem jej policzek mocno wtulający się we mnie.
Oczy nagle mi wyschły, by po chwili stać się cholernie mokre od łez, które się do nich cisnęły.
Nie przyszła.
Przez ten cholerny tydzień, lub więcej.
Nie przyszła, ani razu.
Chłopaki byli, Niall też, oni wszyscy tutaj byli, Tiffany, zapewne Alex, a Emily... nie.
- Jesteś zły? - cichy głos dobiegł z dołu.
Popatrzyłem w szeroko otwarte oczy Tiffany i pokręciłem lekko głową.
- Bardziej zawiedziony Tiff - westchnąłem, składając delikatny pocałunek w jej włosach.
One też ślicznie pachniały.
Czemu wcześniej nie widziałem, że ta dziewczyna serio jest seksowna.
Popatrzyłem na nią raz jeszcze, dokładniej skalując jej sylwetkę.
Długie nogi, widoczne kształty, które zazwyczaj eksponowała, lecz dzisiaj są idealnie ukryte, ale widoczne, piękne oczy, zazwyczaj lekko różowa twarzyczka i blond włosy.
Przygryzłem wnętrze policzka, łapiąc pasemko jej włosów.
- Tiffany, czemu tutaj jesteś? - mruknąłem, zakręcając jej włosy na palcu.
Wzruszyła lekko ramionami.
- Lubię cię, dobrze o tym wiesz, kilka razy się spotykaliśmy no i... podobasz mi się - uśmiechnęła się lekko, zerkając na mnie.
Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową.
- Whilliams, zaskakujesz mnie - parsknąłem, nachylając się nad nią.
Idealnie wyłapała o co mi chodzi, zawsze robiłem tak samo.
Tiffany jako jedna z moich byłych dam do towarzystwa wiedziała, że gdy wymawiam nazwisko coś się święci.
Wsunąłem rękę pod jej plecy i podniosłem ją lekko, jej zadanie to było tylko wpicie się w moje usta.
Oplotła rękami moją szyję i przyciągnęła mnie do siebie, zachłannie całując.
Wsunąłem dłonie do tylnych kieszeni jej spodni, delikatnie ściskając jej pośladki.

*Emily's POV*

- Gdzie idziesz? - mruknęłam, wydymając wargę.
Niall dopiero wstał i już ubierał koszulkę.
Przeczesałam sterczące włosy i ziewnęłam cicho, trąc oczy.
Horan zaśmiał się dźwięcznie patrząc na mnie przez ramię.
Usiadłam powoli i zakradłam się, obejmując go od tyłu.
Zaczęłam składać delikatne pocałunki na karku i ramionach chłopaka.
On tylko cicho mruczał i kontynuował zakładanie spodni.
- Idę do kolegi - wymruczał, odchylając się do tyłu, przez co leżał na mnie.
Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową.
- Pozdrów go ode mnie - uśmiechnęłam się szeroko, kiedy odwrócił się twarzą do mnie.
- Pozdrowię - szepnął i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
Wykręciłam się spod niego i rozejrzałam po pokoju.
Podeszłam do krzesła stojącego obok biurka i zgarnęłam jego koszulkę.
Założyłam ją na siebie i poruszałam brwiami, kręcąc się w kółko.
Usłyszałam donośny śmiech Niall'a, który po chwili objął mnie od tyłu i cmoknął w policzek.
- Pozdrowię - powtórzył i wyszedł z pokoju, gwiżdżąc coś pod nosem.
Pokręciłam głową, idąc za nim, ale przystanęłam w połowie schodów.
- Znowu do niego idziesz? - mruknął Lou, stojąc w drzwiach kuchni z miską w ręce.
Niall jedynie wzruszył ramionami, zakładając kurtkę.
- Może nareszcie się wybudził.
- W cuda wierzysz? - parsknął Tomlinson. - Leży jak zabity przez tydzień, czemu dzisiaj akurat ma się obudzić? Masz Emily, czego chcesz więcej?
Pokręciłam głową i usiadłam na schodku, wytężając słuch.
Horan westchnął głośno i obdarzył Lou złym spojrzeniem.
- Chcę jeszcze żywego kumpla.
Tommo pokręcił głową, wsuwając łyżkę do ust.
- Zayn jest jedną nogą w grobie - wybełkotał, przeżuwając śniadanie.
Pokręciłam głową, lekko nie wierząc w to co słyszę.
Poprawiłam się na miejscu i nasłuchiwałam dalej.
Niall westchnął i oparł się o ścianę.
- Jego stan jest stabilny, lekarze mnie informują, nic mu nie grozi.
- Ale leży nieprzytomny od tygodnia, czego ty oczekujesz?! - Lou pokręcił głową, wycierając usta rękawem bluzy.
- Oczekuję, że mi wybaczy, choć sam pozwolił mi z nią być - mruknął Horan, wpatrując się w drzwi.
Tommo pokręcił głową, zniknął na chwilę w kuchni, a po chwili wrócił bez miski.
- Nie wiem, czemu kazałeś nam mówić, że on ma ją gdzieś.
Nialler wzruszył jedynie ramionami.
- To chyba lepsze rozwiązanie, nie sądzisz? - uniósł lekko brew, krzyżując ręce na piersi.
Louis prychnął pod nosem i podszedł do niego.
- Zayn oddał za nią swoje zdrowie, a ty miej choć troszkę honoru i łaskawie jej powiedz, że Malik ją kocha i został prawie zabity, żeby jej nic się nie stało.
Już nie wytrzymałam.
Pokręciłam głową i pędem zbiegłam na dół.
Dwie pary niebieskich oczu powędrowały na mnie.
Niall'owi wszystkie barwy odpłynęły z twarzy, a Lou stał jakby nic się nie stało.
- Dużo słyszałaś? - Tommo uniósł brew, przechylając głowę w bok.
Skinęłam lekko głową, zaciskając oczy.
- Słyszałam wszystko - mruknęłam, otworzyłam oczy i popatrzyłam prosto na Horana. - Czemu to zrobiłeś!?
Niall wtulił się w ścianę i pokręcił głową.
- Sam tego chciał, nie chciał, żebyś cierpiała.
- Myślałam, że ma mnie gdzieś! Chcę do niego jechać.
Horan pokręcił głową.
- Tiffany go pilnuje.
Zmarszczyłam brwi na dźwięk tego imienia.
Blond sucz z kawiarni siedzi i pilnuje Malika.
- Co ona tam robi? - syknęłam, unosząc wysoko brwi.
- Zaproponowała, że go przypilnuje.
- Skąd wie, że on jest w szpitalu?
Wzruszył ramionami, drapiąc się po głowie.
- Jakoś się dowiedziała, nie wiem jak.
Westchnęłam cicho, siadając przy ścianie.
- Pozdrowisz go? - uśmiechnęłam się słabo, podnosząc wzrok na blondyna.
- Obiecałem - szepnął, zabrał klucze i wyszedł z domu.
Popatrzyłam na Louis'a, który jedynie pokręcił głową.
Westchnęłam cicho i posuwistym krokiem ruszyłam na górę.

____________________________________________________________
Witam.
Nie wypowiem się co do tego rozdziału, nie mam już większych pomysłów, ale dobra...
Ludzie są podzieleni.
Na tych, którzy lubią to opowiadanie jak większość chyba
Lub na tych, którzy mają go dość jak ja c: 
Niska samoocena, oops.
Stan podczas pisania rozdziału:
Wyświetlenia - 127,932
Obserwatorzy - 112
Komentarze - 878
Ziall na zakończenie ^^
Domyśliliście się, że jestem Ziall shipper? XD
Do kolejnego 
Iza aka @swiftshore 

czwartek, 24 kwietnia 2014

35.

*Niall's POV*

Kap, kap, kap.
Krople wody spływającej po ścianach budynku i spadające na posadzkę nie dawały mi normalnie myśleć.
Kap, kap, kap.
Dobra, nie myślmy o tym.
Muszę odnaleźć Emily, wcześniej przed tamtymi. Tylko nie chodzi też jedynie o to... muszę coś zrobić, żeby wypędzić Stylesa od niej. A może to ten Cal czy jak mu tam ją pilnuje. W sumie to by było lepsze rozwiązanie, zmierzyć się z kimś kogo nie znasz, niż z kimś kto zna cię na wylot.
Otarłem czoło, bo kilka kropel spadło mi na twarz i teraz troszkę zasłaniały mi myślenie. Rozmazały się, czułem jak wsiąkają w skórę, takie chłodne... ale miłe. Fajne, orzeźwiające uczucie.
Stanąłem przy ścianie, nasłuchując odgłosów z innego pomieszczenia.
Nagle padł strzał.
Otworzyłem szeroko oczy i już otworzyłem usta, żeby krzyknąć imię dziewczyny, ale po tym nie padł pisk jakby dziewczyny, bardziej jęk mężczyzny... Styles, Richardson?
Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, kiedy powoli odwracałem głowę w stronę jak myślałem skąd padł strzał. Pomieszczenie tam było ciemne i daleko ode mnie, nie mogłem nic zobaczyć.
Kurwa, żeby to tylko nie była Emi... a może to któryś z naszych? Nie, to nie mogą być nasi.
Nawet za Malikiem będę tęsknić i martwić się, jeśli coś mu się stanie. Co prawda nie bardzo mi pasuje to, że Emily woli jego, ale nie mogę jej kazać "ej, zostaw go i chodź do mnie, będziesz bezpieczniejsza" to by było takie... dziwne. Albo głupie... to jej życie, jej serce.
Zacisnąłem ręce w pięści i postanowiłem przysunąć się do wejścia do pomieszczenia w którym padł strzał, w myślach modląc się, żeby to nie była Emily...
Wystawiłem głowę zza ściankę i wytężyłem wzrok, próbując coś zobaczyć.
Dwie postacie, jedna siedzi na drugiej, ten co leży, próbuje się podnieść, ale nie może.
Oboje mają czarne włosy, mam już lepszy wzrok, lepsze światło, jakoś mogę to zobaczyć.
Kurwa, to Malik... zasłoniłem usta dłonią, próbując powstrzymać chęć głośnego wciągnięcia powietrza.
Zayn jest ranny... jeszcze się rusza, to uff dobrze.
Kolejny strzał.
Schowałem się za ścianą, próbując uspokoić oddech. Kątem oka zobaczyłem, że Malik zwija się z bólu, a coś błyszczącego, zapewne krew mieni się na jego ramieniu i udzie.
Co ja mam robić.
Złapałem się za głowę, analizując moje kolejne posunięcie.
Jest możliwość, że chłopaki też słyszeli strzały i zaraz tutaj przybiegną, żeby ich dorwać i oczywiście nikt nie będzie myśleć o tym, czemu tutaj przyszliśmy.
Machnąłem na to wszystko ręką, zostawiając sprawę Zayn'a i Cal'a reszcie, a sam posuwając się po ścianie podążałem do kolejnego pomieszczenia.
Tamto było przestronniejsze, widać było, że bardziej zadbane, możliwe, że to tutaj ją trzymają...
Omiotłem ten pokój spojrzeniem i zobaczyłem, że w kącie ktoś się porusza...
Zrobiłem kilka kroków do przodu i uciekłem w kąt pomieszczenia, próbując zostać niezauważonym.
Przy ścianie obok na starym materacu, z którego już wystawały sprężyny siedziała dziewczyna, otulająca się ramionami. To Emily, to widać.
Co chwilę zerkała na prawdopodobnie Harry'ego, który stał w kącie i rozmawiał przez telefon.
Jej usta delikatnie się poruszały, coś do niego mówiła, ale dźwięk wiatraka umieszczonego obok mojej głowy, wszystko skutecznie zagłuszał.
Po chwili, po jej policzku spłynęła łza. Czemu ona płacze?
Westchnąłem cicho, łapiąc się za głowę.
Pewnie wie, że Cal poszedł po Zayn'a i wie, że te strzały padły do niego.
Ona rzeczywiście go kocha...
To jednak słodkie, że ktoś może kochać takiego chuja, idiotę i debila jakim jest Zayn Malik.
Emily to jest cudowna dziewczyna, która raczej nie zasługuje na takiego faceta.
Nie mówię, że zasługuje na mnie, choć byłbym chyba najszczęśliwszy na ziemi, gdyby zechciała ze mną chodzić. Tylko, że to marzenia, które nigdy się nie spełnią.
Wtuliłem się w ścianę, przygryzając wargę, kiedy Styles podszedł do Emily, coś jej powiedział i to tyle.
Ona zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową, on złapał jej podbródek i przybliżył jej twarz do swojej, coś powiedział dość powoli, wnioskując z ruchu jego warg, ona skinęła głową.
Później on otarł ręce o swoje spodnie, schował telefon do tylnej kieszeni i ruszył do wyjścia.
Szedł w moją stronę, kurwa nie wiem co robić.
Rozejrzałem się nerwowo po mojej jakby to ująć "okolicy". Dopiero po chwili obok mnie zauważyłem jakiś kawałek drewna. Wziąłem go do ręki i sprawdziłem wagę.
Jeśli dobrze uderzę, to Styles będzie nieprzytomny, ja będę miał czas na ucieczkę.
Złapałem dobrze ten kijek, czy deskę czy jak to tam.
Jeszcze kilka kroków, kilka kroków i... zamach, jest!
Harry padł jak długi tuż obok wyjścia z pomieszczenia.
Odrzuciłem na bok deskę i pobiegłem ile sił w nogach do Emily.
Wstała z materaca i ocierając oczy, wybiegła mi na spotkanie.
Objąłem ją mocno, a ona wtuliła się we mnie, cicho łkając.
Uspokajająco gładziłem jej włosy i co chwilę cmokałem w czoło.
Zacisnęła palce na mojej koszulce, słuchałem jak jej oddech jest postrzępiony, przez płacz i cicho wzdychałem wiedząc, jak strasznie musiała się bać.
- Już dobrze - szepnąłem, podnosząc delikatnie jej głowę.
Spojrzałem w jej pełne bólu, obawy i zmartwień niebieskie oczy i serce rozpadło mi się na kawałki.
- Co z Zaynem? Słyszałam strzały - wyszeptała, pomiędzy kolejnymi napadami szlochu.
Pokręciłem głową, przyciągając ją do swojego torsu.
- Nic mu nie jest - zacisnąłem oczy, czując jak drży.
- A te strzały?
- Zdawało ci się, nic mu nie jest, jego tu nie ma.
Ogromna fala łez wylała się z jej oczu, znowu zaczęła płakać.
Wiedziałem, że to ona chciała, żeby Zayn ją uratował, a nie takie coś jak ja.
- Chodźmy stąd - westchnąłem, wtulając ją w swój bok.
Powoli ruszyliśmy do tylnego wyjścia z magazynu.
Gładziłem delikatnie jej ramię, odwracając głowę i patrząc na z daleka brązowe, zamykające się oczy Zayn'a odprowadzają nas do wyjścia. Prawie niezauważalnie skinął głową.
Wiedziałem o co mu chodzi... on chce się usunąć w cień, żebym mógł być szczęśliwy.
Przygryzłem wargę, jakoś uspokajając rozedrgane emocje. Przecież mogę jej teraz powiedzieć, że Zayn tutaj jest, ale jest w ciężkim stanie i nie wiadomo czy przeżyje.
Ale to by ją zraniło jeszcze bardziej niż to, że żyje w przekonaniu, iż go tutaj nie ma.
On wiele, dla niej znaczy, nie może się później obwiniać, że to przez nią zmarł.
Jeśli Zayn umrze, to najlepiej powiedzieć jej, że on gdzieś wyjechał.
Spojrzałem ostatni raz na mojego przyjaciela i uśmiechnąłem się słabo, wiedząc, że przez prawie całe życie, źle go oceniałem, a był najlepszym co mogłem sobie wymarzyć.
Od zawsze był dla mnie miły, kochany, bronił mnie, a teraz w możliwie ostatnich chwilach swojego życia, on oddaje mi swoją miłość, wie, że przy mnie będzie bezpieczna.
"Nie zawiodę cię", szepnąłem bezgłośnie, wychodząc z budynku..

*Emily's POV*

Nie było go... to, smutne? Rozczarowujące bardziej. Cal miał mu coś zrobić, ale przeliczyli się razem z Harry'm, ja jestem dla niego nikim, tak jak mi kiedyś mówił.
Niall jest kochany, udało mu się mnie uwolnić. Przymknęłam oczy, wtulając się w bok chłopaka, powoli uspokajając się po kolejnym ataku płaczu.
Musiałam sporo tam siedzieć, bo już zapomniałam jak słońce wygląda.
Rozejrzałam się dokładnie, słysząc jakieś dziwne dźwięki.
Spojrzałam w górę i zobaczyłam Austina, który biegł po schodach.
Odsunęłam się od Niall'a i pobiegłam do kuzyna, który po chwili zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Cieszę się, że jesteś cała - szepnął, gładząc moje plecy.
Wzdrygnęłam się lekko, ale pokiwałam głową.
- Też się cieszę.
- Widziałaś gdzieś Zayn'a?
Otworzyłam szeroko oczy i popatrzyłam na niego, odsuwając się powoli i kręcąc głową.
- Jego tutaj nie ma, on mnie nie chce, jestem dla niego nikim rozumiesz?!
Wykrzyczałam, znów czując, że zacznę płakać pobiegłam do Niall'a i wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową. Przy nim umiem się uspokoić i wiem, że on na pewno nic mi nie zrobi.
- Czemu go tutaj nie ma?
- Musiał wyjechać Emi - szepnął, cmokając mnie w czubek głowy.
Skinęłam lekko głową, ocierając nos.
- Ty jesteś lepszy Niall, zawsze jesteś obok mnie, dziękuję - podniosłam głowę, patrząc w jego oczy.
Uśmiechnął się delikatnie, a ja stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, oplótł dłońmi moją talię i delikatnie odwzajemnił pocałunek.
Jeśli Zayn ma mnie w dupie, to jestem w stanie zostać dziewczyną tego, który mnie kocha.
Odsunął się ode mnie i spojrzał ponad moim ramieniem na jak przypuszczam podchodzącego do nas Liam'a.
- Gratuluję - mruknął Payne, drapiąc się po karku.
Ma czego...
- Dzięki - mruknęłam, uśmiechając się krzywo.
Skinął lekko głową i spojrzał w niebo.
- Zaraz będzie policja, zgarną Stylesa i Richardsona, no i oczywiście karetka po... - urwał na chwilę, pokręcił głową i westchnął cicho. - Po Cal'a, dostał kilka strzałów od Lou.
Skinęłam głową, wtulając się w bok Niall'a.
- Wracajmy, mam dość tego miejsca - westchnęłam cicho, patrząc na resztę.
Skinęli głowami i razem z Niall'em poprowadziliśmy innych do auta.

______________________________________________________________
Witam
Jak tam po świętach?
Ja, jako że jestem w 2 gimnazjum mam jeszcze wolne i napisałam rozdział
Jak widzicie Zayn JESZCZE żyje. 
Czy będzie żył? Nie zdradzę. 
Liczę na Wasze szczere opinie. 
Stan podczas pisania rozdziału:
Wyświetlenia - 121, 202
Obserwatorzy - 108
Komentarze - 850
Oficjalny hashtag: #ChangePL
I Ziall na pożegnanie 
Wasza Iza aka @swiftshore xx 

środa, 9 kwietnia 2014

34.

*Zayn's POV*

Wszyscy drapali się po karkach, głowach lub policzkach, próbując wywnioskować co to za miejsce. Nawet Austin, który przecież nie mógł wiedzieć dokąd prowadzi ta mapa, jak najbardziej wysilał swój orzeszek, w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, nawet z Miami, podobnego do tego.
Mapa, znaczy okolica na niej wyglądała dość znajomo, tylko przecież ja nigdy nie wiem skąd ją znam.
To jest ten mój minus, że mam słabą pamięć. Nie umiem sobie przypomnieć skąd znam tą cholerną kryjówkę... może tak mi się tylko zdaje, że ją znam? Może to sceneria z jakiegoś filmu, który oglądałem?
- To nie jest kryjówka ćpunów? - mruknął tuż za moich uchem Liam, wpatrując się w kartkę.
Możliwe... kilka razy tak chodziłem, po towar dla kumpli i czasami też dla siebie, może stąd to kojarzę...
Dzielnica "nędzy", tam każdy ćpa, ale co im lepszego zostało? Spać w rozpadających się domach, kiedy wszyscy urzędasy prawie kąpią się w pieniądzach, a dla nich nie ma, nawet złamanego centa, na różne opłaty, już nie mówiąc nawet o chlebie.
- Wiem gdzie to jest - spojrzałem niepewnie na chłopaków, którzy marszczyli brwi.
To nie będzie łatwe zadanie... ani łatwa opowieść...
- Skąd wiesz, gdzie to jest? - Liam, czyli moja tutejsza matka, zmarszczył czoło, tak że pomiędzy jego brwiami powstała bruzda, taka, że dziwka może w nią wepchnąć tipsa i on się cały zmieści.
Westchnąłem cicho, skacząc wzrokiem od jednego chłopaka, na drugiego. W końcu postanowiłem spuścić wzrok i opowiadać im wszystko, jak na spowiedzi, bawiąc się palcami.
Zamknąłem na chwilę oczy, żeby przypomnieć sobie ten obraz.
- Zanim was poznałem, jak przyjechałem do Londynu, przez pierwsze trzy miesiące musiałem działać sam. Raz chodziłem normalnie ulicami, kiedy zza rogu wyskoczył jakiś chłopak. Miał kaptur na głowie, podartą kurtkę, połatane spodnie. Stanąłem jak wryty, wpatrując się w niego. W ręce trzymał chyba puszkę z farbą, nie pamiętam dokładnie. Robił graffiti, na pobliskim murze. On również stanął i przez kilka sekund, wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Jego były szare, wielkie, przestraszone... widać było, że ktoś go goni. Zaraz zza rogu wypadł jakiś stary mężczyzna, chłopak zerwał się i uciekł w nieznanym mi dotąd kierunku. Kiedy wszystko ucichło, zajrzałem na tą ścianę. Było tam cudne graffiti, namalowane ręką mistrza. Sam mam do tego słabość, chciałem go odnaleźć i poprosić, żeby mnie nauczył...
- Ale co z tym wszystkim ma wspólnego ta okolica? - mruknął, dość znudzonym głosem Louis.
Wywróciłem oczami, chcąc dać mu do zrozumienia, że ja opowiadam i niech mi się nie wpierdala do historii.
Uniósł ręce w geście obronnym i oparł się o biurko, w odległości wyciągnięcia ręki ode mnie.
- Po chwili namysłu, postanowiłem iść w tym kierunku co on. Nie sądziłem, że go znajdę, przecież to graniczy z cudem. Miałem jakieś pięć minut straty, do niego, ale jakoś dałem radę, dogonić tego faceta. Zrezygnowany odszedł w kierunku, chyba swojego domu. Wtedy na ścianie obok siebie, zauważyłem strzałkę... na następnej kolejną i kolejną. Chłopak mnie prowadził. Idąc za wskazówkami, coraz bardziej oddalałem się od spokojnej ulicy Londynu i kierowałem się w stronę jakiejś dzielnicy nędzy. Na zniszczonych schodach, rozpadających się domów, siedziały matki z wychudzonymi dziećmi na rękach. Dzieci płakały, były głodne, zapewne od dawna nie miały niczego w ustach. Rozejrzałem się wtedy i go zobaczyłem. Siedział na schodach, obok jakiejś dziewczyny. Opierała głowę na jego ramieniu, a on głaskał jej włosy. To było słodkie... kilka minut temu, mógł zostać złapany, a teraz zapewne przeprasza swoją dziewczynę. Poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy i zostałem tam przez kilka tygodni. Okazało się, że prawie wszyscy tam są ćpunami. Mnie też kiedyś próbowali coś wcisnąć, ale po tym jak zobaczyłem Drew, ledwie żywą, już wiedziałem, że to przez to świństwo zmarła.
- Drew to była ta dziewczyna? - spytał Austin, wpatrując się we mnie.
Skinąłem lekko głową.
- Chłopak miał na imię Rob. Byli chyba najbardziej kochającą się parą, jaką kiedykolwiek poznałem. Kiedy Drew odeszła, z nim nie było już kontaktu. Po paru tygodniach, jak już odszedłem z tego towarzystwa, dostałem wiadomość, że wstrzyknął sobie śmiertelną dawkę. I tak długo by nie pociągnął. Teraz, są razem. Już na zawsze, będą razem...
Usłyszałem pociąganie nosem i podniosłem na nich wzrok. Nie są źli, że żyłem z ćpunami, to bardziej ta historia miłości, ich wzruszyła.
- Stąd znasz tą ulicę? - pokiwałem tylko głową w odpowiedzi.
Złożyłem znowu mapę i wsunąłem ją do kieszeni spodni. Spojrzałem na Niall'a i skinąłem głową. Od razu wiedział o co chodzi. Wybiegł z pokoju, słyszałem tylko jak zabiera kluczyki od swojego samochodu z szafki w kuchni i pędzi na złamanie karku do garażu.
- Więc... jedziemy ją odbić?

Rozłożyłem mapę na swoich kolanach, od czasu do czasu kierując Niall'a w dobrym kierunku. Przyciszałem radio, znajdujące się w samochodzie, a Horan jak na złość, je pogłaśniał i wybuchała między nami prawdziwa wojna. Nie mogę się skupić, kiedy w uszach mi ktoś śpiewa o jakiejś tam miłości, chuj wie o czym. Miłość w tym wypadku mi chyba nie pomoże.
- Skręć w lewo - mruknąłem, mrużąc oczy i dokładnie wychwytując nawet najdrobniejsze szczegóły.
Po chwili byliśmy na miejscu... prawie nic się nie zmieniło. No może, tylko to dziecko na rękach u matki.
Matki już nie było. Małe dziecko, bawiło się patyczkiem. Coś rysowało na ziemi.
Niall zaparkował na samych początku tej ulicy. Zgodnie z mapą, bunkier, magazyn, czy jak to nazwiemy, znajdował się na samym końcu tej drogi. Zerknąłem na dziecko. Wpatrywało się w nas, wielkimi niebieskimi oczami, co chwilę głośno przełykając ślinę. To nie oznaka strachu... było głodne.
Szturchnąłem Niall'a, a on podniósł na mnie wzrok, pełen niezrozumienia.
- Masz coś do jedzenia? Jakąś bułkę, batona?
Zamyślił się na chwilę i powoli pokręcił głową.
- A ty co? Mogłeś coś w domu zjeść.
Zmarszczyłem brwi. On nic nie rozumiał.
Spojrzałem ponad jego ramieniem na dziecinę, która teraz opuszkami paluszków, gładziła powierzchnię patyczka, którym przed chwilą rysowała.
- Masz coś czy nie? - fuknąłem, spoglądając na Horana.
Pokiwał głową i zaczął szperać po kieszeniach. Po chwili wręczył mi mały batonik. Otworzył drzwi od samochodu, później schowek i wyjął jakąś kanapkę.
- Świerza? - uniosłem lekko brew, przekładając w rękach bułkę.
Niall skinął głową.
- Wczoraj ją zrobiłem.
Uśmiechnąłem się pod nosem, chowając smakołyki za plecami. Powoli podszedłem do dziecka. Zaczęło się cofać, na schody, potem zapewne chciało uciec do domu. Pokręciłem lekko głową i przykucnąłem w bezpiecznej odległości.
- Jak masz na imię? - spytałem, powoli podnosząc wzrok na wyraźnie przerażone dziecko.
- Kim - szepnęła dziewczynka, łapiąc się za brzuszek.
- Jesteś głodna?
Odpowiedziała mi skinieniem głowy.
Rozejrzałem się dookoła. Chłopaki patrzyli na mnie jak na jakiegoś idiotę. Mam to w dupie, chcę tylko pomóc małemu dziecku.
Powoli wyciągnąłem zza pleców kanapkę i batonik. Mała zrobiła wielkie oczka, patrząc na zawartość moich rąk. Uśmiechnąłem się lekko.
- Chcesz? - pokiwała głową.
Rozłożyłem ręce, modląc się, żeby jej nie przestraszyć. Dobrze nam idzie, mała nie spierdol tego.
Dziewczynka po chwili znalazła się w moich objęciach. Przycisnąłem ją mocno do siebie. Wziąłem ją na ręce i powoli wstałem, odwijając kanapkę z folii śniadaniowej. Wręczyłem ją dziewczynce, a ona łapczywie obgryzała całą bułkę. Cmoknąłem ją w czoło, ona w odpowiedzi mocniej mnie przytuliła. Kiedy skończyła, podałem jej odpieczętowany batonik. Obejrzała go z każdej strony, dość uważnie.
- To jest słodkie, zobacz - ugryzłem kawałek i uniosłem brew, pokazując jej, że to jest zjadliwe.
Skinęła główką i zaczęła jeść. Po chwili znów złapała się za brzuszek.
- Najedzona? - zaśmiałem się cicho, trącając nosem jej policzek.
Dziewczynka znów odpowiedziała skinieniem głowy. Odstawiłem ją powoli na ziemię. Mocno przytuliła się do mnie, kiedy kucnąłem przed nią.
- Pamiętam cię jak byłaś mała - szepnąłem, głaszcząc jej włosy. Uśmiechnęła się lekko, wiem że ona nie ma prawa mnie pamiętać, miała wtedy może pół roku.
- Muszę już iść, mama czeka - odsunęła się powoli ode mnie, a potem tylko widziałem jej odskakujący kucyk, kiedy pędziła do domu.
Wstałem, otrzepując spodnie z piachu, po czym napotkałem zdziwione spojrzenia chłopaków.
- No co? - mruknęłam, wkładając ręce do kieszeni.
- Co to było? - mruknął, dość zdziwiony Liam.
Wzruszyłem tylko ramionami i ruszyłem w kierunku magazynu z prawdopodobnie Emily w środku.
- Bawisz się w Matkę Teresę, Malik? - wywróciłem oczami, mocniej zaciskając palce na krawędziach mapy. Tak, lubię się bawić w pomoc, przecież wolno.
- Dobra, chłopaki. Rozdzielamy się. Ten barak jest spory, trzeba będzie to dobrze rozegrać. Ja biorę jeden pokój na parterze, Niall idziesz do następnego. Reszta leci na piętro, zrozumiano? - skinęli głowami.
Liam, Louis i Austin pobiegli schodami, które znajdywały się na zewnątrz, prosto na piętro. Skinąłem głową na Niall'a. Wszedł do środka i zniknął zaraz za kolejną ścianą. Westchnąłem cicho. Zabawa z dzieckiem to pikuś przy tym. Niepewnie postawiłem krok do przodu. Jest bezpiecznie... zrobiłem kilka kroków i rozejrzałem się po pokoju. Czysto. Odetchnąłem z niesamowitą ulgą, wiedząc, że tutaj jestem choć na chwilę bezpieczny. Ruszyłem w głąb pomieszczenia, kiedy ktoś podciął mi nogi. Upadłem jak klocek na ziemię, prosto na lewy policzek. Uderzyłem głową o ziemię i czułem teraz tępy ból w okolicach lewej skroni. Jęknąłem cicho, czując jak ktoś, próbuje mnie odwrócić na plecy. Teraz krew leciała prosto we włosy, już oczy były suche i mam nadzieję, że nie ma wielkiej rany. Powoli podniosłem rękę, żeby zgadać rozcięcie, ale to było tak cholernie bolesne i wyczerpujące... Obok mnie nagle coś błysnęło. Jakby zapalniczka. Ktoś odpala papierosa... Rozglądałem się dookoła, ale było tak ciemno i nic nie widziałem. Powoli zacząłem też tracić orientację. W głowie mi się kręci, skroń mnie boli i pulsuje, krew leje się chyba strumieniem, leżę jak głaz, zdany tylko na łaskę tego kogoś, kto jest tutaj ze mną. Szuranie butów jest dość bliskie. Lekko podnoszę się na łokciach, ale zaraz but ląduje na mojej klatce piersiowej dociskając mnie do ziemi. Głowa uderzyła mocno o twardą podłogę. Syknąłem i zacisnąłem oczy, czując jak ból rozchodzi się po czaszce. Zaraz na mostku poczułem już nie but, ale kogoś kolano. Otworzyłem powoli oczy, ciężko dysząc, próbując jakoś opanować ten cholerny ból... Jaki skurwysyn tak mnie urządza?! Napotkałem pełne złości brązowe oczy. To nie Harry, pewnie Cal... złapał mój podbródek i jak dla zabawy, obracał moją głową to w lewo, to w prawo.
- Co ona w tobie widzi? - zacmokał, powoli kręcąc głową.
Poczułem zimne ostrze noża, tuż przy moim prawym policzku. Czułem jak powoli rozcina mi skórę. Jak wtapia się w nią, kurwa.
- Byłeś pięknisiem Malik, teraz będziesz bestią - syknął mi do ucha, ale słabo go słyszałem.
Krew z rany na skroni, skutecznie je zatkała.
Poczułem nagły ucisk na brzuchu. Jego kolano zmieniło położenie. Czułem jak wwierca się nim w mój brzuch, powodując, że czułem w ustach mój ostatni posiłek. Wstał ze mnie, potem odwrócił na bok i kilka razy kopnął w brzuch. Wyplułem zbędną krew, zalegającą w moich ustach. Uśmiechnął się zwycięsko i kucnął obok mnie. Podniosłem na niego wzrok. Wyjął zza paska broń i słyszałem jak ją naładował. Potem widziałem tylko wycelowany pistolet. Zamknąłem oczy i czekałem, aż mnie zastrzeli.
- Żegnaj Malik - mruknął i po tym był tylko strzał.

_______________________________________________________________
Witam. Rozdział wcześniej, nie wiem czy fajny, ale jest.
Jestem teraz w trakcie lektury "Igrzysk Śmierci", więc widzicie mą "brutalność"
Zayn Malik jako "chłopak od chleba" 
Peeta i Zayn mają podobne nazwiska, no przynajmniej według mnie
Czemu nie zrobić z Malika piekarza?
Byłaby fajna zabawa...
Dziękuję za tak liczne przybywanie
Stan podczas pisania rozdziału:
Wyświetlenia - 113,625
Obserwatorzy - 101
Komentarzy - 819
Dziękuję za wszystko
Kocham was!
Oficjalny hashtag - #ChangePL
Iza aka @luv_my_ziall ♥ x

piątek, 28 marca 2014

33.

*Zayn's POV*

- Masz coś?! - krzyknąłem, zerkając na Louisa, który kręcił się obok mnie przetrząsając szafki w pokoju Harry'ego.
Pokręcił głową i znów wrócił do przerwanej na chwilę czynności.
Westchnąłem cicho, drapiąc się po głowie. W sumie co my możemy tutaj znaleźć? Przecież tutaj na pewno nie ma jakiejś listy, "100 sposobów na wkurwienie Malika", lub na zabicie obiektu jego westchnień.
Mam ochotę zgrzytać zębami, ale powstrzymuję się, wiedząc, że każdego to wkurwi, a mieć bandę rozwścieczonych kumpli na karku, zwłaszcza, kiedy samemu nie jest się zbyt spokojnym, nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Rozejrzałem się po pokoju. Cały w stertach papierów wywalonych z szafek, szuflad i spod łóżka. Można stwierdzić, że ma tutaj zajebisty bałagan. W żadnym pokoju w całym domu nie ma takiego syfu jak tutaj. A mieszkamy w pięciu, bez żadnej opieki, pomocy, dziewczyny.
No czasami wpadnie Dani, coś tam pomoże, ale i tak ciągle kupujemy jakieś fast foody, od czasu do czasu, jemy wspólne obiady, czy coś w tym stylu. Zawsze kończy się tak samo. Kłótnia, najczęściej o mój styl życia, wkurwiam się i wychodzę, a oni zostają sami. Potem łażę po mieście, trafiam do klubu i... dalej nie pamiętam...
Styles chyba serio za tym tęskni. On serio nie widział, że dla Em się próbowałem zmienić? Nie piłem, przynajmniej nie tak często jak wcześniej, dawałem z siebie wszystko. Odwiedziłem rodzinę, gadałem z moim starym sąsiadem w szpitalu, a tu nagle co? Wszystko prysło jak bańka mydlana. Najpierw ona wyjechała do tego jebanego Miami, potem znowu ta kłótnia w tym jebanym Miami, porwanie, znów tam... stwierdzam, że Miami to nie jest nasze miasto.
- Mam! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Nialla, który wymachiwał jakąś kartką.
Uniosłem lekko brew, dość zdumiony. Co jakaś kartka może dać nam w poszukiwaniu mojej Em?
Wszyscy podeszli do niego i zaczęli sobie podawać skrawek papieru, a ja stałem i wpatrywałem się w okno, szukając jakiejś podpowiedzi na chodniku przed domem. Oparłem głowę o szybę i przymknąłem oczy.
Obraz, który zamajaczył przed moimi oczami, był dość... dziwny. Emily siedząca na krześle, najprawdopodobniej związana, zakneblowana. Jej twarz cała w siniakach, krwawych ranach, z których jeszcze leci ta cholerna krew, brudząc jej cudowną twarzyczkę. Mój Aniołek... głowa bezwładnie opada jej na ramiona, włosy zasłaniają połowę twarzy, klejąc się do niej od potu, oraz krwi, sądzącej się z rany na skroni. Ciężko dyszy, a oni nadal ją biją.
Zacisnąłem oczy, ale to nic nie pomogło. Wciąż to pamiętam, a łzy chcą uzyskać pozwolenie do wyjścia.
Pokręciłem głową, odganiając od siebie chęć płaczu, oraz straszne myśli, które wciąż kołaczą w moim umyśle. A jakby tak znaleźć jakąś wskazówkę, która pomoże mi dostać się do miejsca, w którym ją przetrzymują? Jakaś mapa, czy coś w tym rodzaju... Tylko gdzie tego szukać?
Moje palce sunęły po zimnej powierzchni parapetu, aż natrafiły na coś zaskakującego. Wygląda na to, jakby kawałek był oderwany. W środku byłaby dziura, a tym kawałkiem można by ją skutecznie zatkać.
Uniosłem lekko brew, zastanawiając się co z tym zrobić. Przejechałem palcami po krawędziach 'zatyczki', w jednym miejscu była lekko wyszczerbiona, co oznacza, że ta część służy do wyciągania.
Kucnąłem, podpierając lewą rękę na parapecie, oparłem na niej głowę i zmrużyłem oczy, dokładniej przyglądając się temu kawałkowi.
Złapałem go w tak zwane szczypce i pociągnąłem. Rzeczywiście w środku była mała dziura, nie na wylot co jest pewne, lecz małe wyżłobienie, tak małe, że zmieściła się tam tylko jedna karteczka, złożona chyba milion razy.
Delikatnie ją wyciągnąłem i obejrzałem dokładnie. Papier był lekko mokry, co nie jest dziwne, gdy chowa się taką rzecz w miejscu narażonym na przecieki. Rogi były lekko zagięte, zapewne często była otwierana i zamykana, lub był to jeden z efektów ubocznych działania wody.
Zacząłem się bawić w odwijanie tego skrawka. Była to jakby mapa, tylko dość słaba, kontury były już rozmazane. Ołówek przy wodzie, zajebiste rozwiązanie, nie ma kurwa co.
Nawet wytężając nie wiem jak wzrok, ledwo co mogłem zobaczyć.
Rozejrzałem się po pokoju, szukając biurka. Gdy je wreszcie znalazłem, doskoczyłem do niego, odciągając Liama, który akurat bawił się i układał papierzyska, rozwalone na całej powierzchni blatu.
Przeklął coś pod nosem lecąc na ścianę obok, ale ja to zignorowałem. Zrzuciłem wszystko z biurka, na co on złapał się za głowę i zaczął ciągnąć za włosy, widocznie zdenerwowany, że rozwaliłem cały trud jego pracy.
Złapałem jakiś pierwszy lepszy ołówek, znajdujący się w kubku w prawym rogu biurka. Zapaliłem małą lampkę i najdokładniej jak tylko mogłem zacząłem poprawiać niewyraźne linie, zaznaczone na kartce.
Po chwili, prawie mnie to nie zdziwiło, zjawili się wszyscy i zaczęli nade mną sterczeć, zasłaniając mi dostęp światła. Odganiałem ich rękami, ale oni tylko lekko się odsuwali.
Po jakiś dziesięciu może piętnastu minutach żmudnej pracy, udało mi się idealnie wykończyć mapkę.
Skądś kojarzę tą okolicę, tylko nie wiem skąd...
Ale wiem, że tam jest moja Emily.

*Emily's POV*

Zaczerwienione miejscy wyryło ślad w mojej głowie. Ten mały napis "I belong to Harry", no co to ma kurwa być?! Nie należę do niego, nie należę do nikogo, nie jestem jakąś zabawką, a on się bawi w znaczenie terenu? Co on kurwa za kota robi!?
Westchnęłam cicho, zerkając na niego. Na ustach gościł mu ten niesamowity uśmiech z lekkimi dołeczkami, ale nie miałam ochoty go odwzajemniać. To był sztuczny uśmiech, albo zadowolony ze swojego dzieła.
Dzieło, tsa. Oszpecenie mnie na resztę życia, bo zdaje mi się, że to nie jest henna. Nawet jakby była, to nie mam zamiaru w wakacje na plaży chodzić z wielkim napisem na ręce, że należę do Harry'ego, bo każdy chłopak o tym imieniu będzie się dowalać, sądząc, że to jakiś pretekst.
Gratuluję myślenia Styles, dostajesz nagrodę za największego idiotę naszego pokolenia, z poważaniem Emily.
- Podoba się prezent? - mruknął, unosząc lekko jedną brew.
Prezent? No chyba dla ciebie to prezent, bo mnie to nijak nie satysfakcjonuje.
- Prezent? Ty sobie chyba kpisz - syknęłam.
Wywrócił oczami i widziałam jak porusza niespokojnie ręką, jakby próbując się uspokoić. Co on chce mnie uderzyć? A proszę bardzo! Idę o zakład, że Malik go udupi za takie coś.
A za tatuaż, to zapewne do grobu od razu wyśle.
Czy ja czasem nie jestem zbyt zakochana?
Czy jemu, aż tak na mnie zależy, że może zabić swojego kumpla?
Ale jaki to kumpel, który porywa ci znajomą.
No, dziewczyną jego nie jestem i nie mogę sie nią nazwać, nawet nie wiem jak bym chciała.
Chciałabym, żeby mówił do mnie czule, jak chłopak do ukochanej dziewczyny, do centrum swojego wszechświata. Chciałabym, żeby mnie bronił, gdy śniłoby mi się coś złego, on mógłby mnie przytulać, albo śpiewać i prosić, abym się uspokoiła. Chciałabym czuć w nocy jego ciało, obok mnie. Wiedzieć, że z nim jestem bezpieczna. Wiedzieć, że w jego ramionach, jest moje miejsce.
Czuć jego usta na swoich, wiedzieć, że on mnie potrzebuje, a ja potrzebuję jego. Czuć, że mnie kocha, chcę żeby wiedział, jak bardzo mi na nim zależy, jak bardzo chcę go mieć teraz obok...
Świerzbiąca ręka, chyba przestaje już tak bardzo świerzbić, bo Harry się uspokoił i teraz chodzi jak zwierzę w klatce, gładząc palcem wskazującym brodę.
Trzeba przyznać, że te jego smukłe palce mogą nieźle namącić w umyśle dziewczyny, zwłaszcza zdanej na jego łaskę. Mogę też te moje brudne myśli zawdzięczać lekturze całej trylogii 50 odcieni.
Książki nawet były wciągające, trzeba to im przyznać, ale i tak moim zdaniem najlepsza była pierwsza część, choć najbardziej wzruszająca była chyba trzecia... poplątana, zagmatwana, ale fajna.
Kto by nie chciał mieć takiego bogacza przy sobie? Bogaty, silny, przystojny, dobrze ułożony, tylko ma problemy. W tym momencie mogę sobie uświadomić, że Zayn i Chrisitan są podobni...
Oboje mają problem, są przystojni, Zayn jest mniej majętny, ale pieniądze ma i to jet kolejny dowód, że oni są prawie identyczni. No oprócz tego, że Grey jest wymyślony, a Zayn żywy.
Mogę stwierdzić, że ja jestem Aną. Ana pomogła Christianowi z jego demonami, jak ja pomogłam Zaynowi z nałogami. Stał się innym człowiekiem, ale to tylko gra pozorów, dopóki go nie zezłościsz.
To jest właśnie ta ciemniejsza strona Malika...
Poznałam już kilka z tych "50 odcieni", poznałam także ciemną stronę, teraz czekam na nowe oblicze...
Kręcę głową, bo wiem, że jeśli sprawy potoczą się tak jak teraz się toczą, to nic nie wyjdzie z moich planów. Nie poznam lepszej strony Zayna i na pewno nasza historia nie skończy się jak historia Greyów.
- O czym tak myślisz? - zerknęłam w prawo.
W kącie siedział Cal, bawiąc się nożem. Chyba wydobywał zza paznokci jakieś brudy, czy jak to nazwać, ostrzem tego narzędzia. Teraz zostaje mi pytanie... po co mu nóż?
Uniosłam lekko brew, zastanawiając się nad moim niewypowiedzianym pytaniem.
Albo Harry kazał mu mnie pilnować, przy użyciu tego przyrządu, bo musi mieć pewność, że nie ucieknę, przy pierwszej lepszej okazji, wtedy jego kumpel tylko nim rzuci i bum! Emily nie żyje...
Wtedy to byłby lament! Takiego nikt nie widział, przynajmniej tak sądzę...
Austin najbardziej by się przejął.
Ciekawe jak przyjął wieść o tym, że zaginęłam, hmm...
Będę go musiała kiedyś zapytać.
Powracając do moich rozmyślań na temat noża i Richardsona.
A może coś jadł, na przykład jabłko? Mój dziadek zawsze kroił sobie jabłko na kawałki i je wchłaniał. Często myślałam, że on ich nawet nie gryzie i bałam się, że kawałek zatrzyma mu się w gardle.
Może Cal też coś jadł? A właśnie, jeśli chodzi o jedzenie... głodna jestem, no.
Czy oni serio myślą, że ja wytrzymam tyle czasu bez jedzenia? W myślach wywróciłam oczami i zacisnęłam usta, jakoś próbując opanować burczenie.
Nagle do pomieszczenia wpadł Harry, cały zdenerwowany. Myślałam, że mu kuźwa loki dęba staną, ale niestety tak się nie stało...
Rozglądał się jak zagubiony zwierz, szukając czegoś.
Wskazał kciukiem na Cal'a i zmarszczył brwi, powoli do niego podchodząc.
- Znaleźli nas - syknął, a mnie serce zaczęło szybciej bić. - Malik, znalazł mapę.
Zrobiło mi się gorąco. Zayn. On mnie szuka. Martwi się? Czy to Austin go zmusił?
- Zajebiemy gnoja - mruknął w odpowiedzi Cal.

______________________________________________________________
Dobry, witam 
Nie powiem, jestem zdenerwowana lekko, ale na siebie nie na was
Po pierwsze: straciłam rachubę czasu
Kiedy minęły dwa tygodnie, wpadła rodzinka na weekend, zajebioza kurwa
Potem w następnym tygodniu, znowu ciotka wpadła
W tygodniu mam masę zajęć, ciągle sprawdziany, ugh
Nie umiem pisać jak ktoś jopi mi się w ekran
Mam bierzmowanie, muszę chodzić na drogę krzyżową
Jest ciepło, przyjaciele wyciągają mnie na dwór
Ale mam troszkę czasu, żeby nabazgrać coś takiego
Jak wrażenia? Dziękuję za tak liczne przybywanie!
Postaram się dociągnąć do 40 rozdziałów
Kocham Was
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Oficjalny hashtag: #ChangePL

Iza aka @luv_my_ziall ♥ xx

piątek, 28 lutego 2014

32.

*Zayn's POV*

- Czy to cholerstwo nie może lecieć szybciej!? - warknąłem, unosząc ręce w górę.
Austin wywrócił oczami, jak zawsze, gdy pytałem o to samo. Lecimy już pół godziny. Wiem. Z Ameryki do Anglii tak szybko się nie doleci, no ale błagam was... on ma prywatny samolot, odrzutowiec czy jak to nazwiemy, może podkręcić troszkę i w kilka godzin na pewno tam będziemy.
Emily jest w niebezpieczeństwie przecież. Czy on serio się nią nie interesuje? To jego kuzynka, do jasnej urwanej! Na mnie jest wściekła, fakt. Sam nie wiem, co mnie opętało, z tą cholerną tabliczką, z tym cholernym wyznaniem, które nie zostało jeszcze potwierdzone, przez moje serce i umysł, ale coś we mnie drgnęło. Wizja tego, że ona jest tyle kilometrów od ciebie, na innym kontynencie, ma inną strefę czasową, może znaleźć sobie innego, być z nim szczęśliwa, a ty? Żyjesz w niepewności, czy ona nadal coś do ciebie czuje, kiedy ty umierasz z tęsknoty i złe myśli przejmują twoją głowę nie dając ci racjonalnie myśleć, czuć, funkcjonować, ona jest bezpieczna i szczęśliwa z innym. Boję się. Tak. Może to dziwne, ale się boję. Boję się, że ktoś sprawi, że będzie szczęśliwa, tak ja ja chciałem to sprawić. Wiem, że nigdy nie była przy mnie szczęśliwa, nigdy nie ukrywała tego, że się mnie boi, ale nie chcę, żeby coś jej się stało, na dodatek z mojej winy.
- Zayn, stary, spokojnie.
Spojrzałem na Mahone, który mierzył mnie bacznym spojrzeniem, swoich wielkich, zielonych oczu. Co on chce? Co ja robiłem?
- O co ci chodzi?
- Stary, to dziwne, nie znam cię długo, ale Emi mówiła, że nie umiesz czuć, a tu... - westchnął cicho, wpatrując się w moją twarz. - Łzy.
Łzy? Jakie kurwa łzy?
Dotknąłem palcem wskazującym mojego policzka i rzeczywiście, poczułam tam coś mokrego, chłodnego. Kiedy ja ostatni raz płakałem? Chyba wtedy jak ta suka mnie odrzuciła. To było żałosne. To było dawno. Teraz przez Emily moje kurwa całe życie odwraca się do góry nogami! Nie mogę płakać, nie będę płakać. Ale te myśli bolą. One wbijają się w moje serce niczym sztylet i czuję jak on się obraca, tworząc większe rany, które krwawią i krwawią, ale nikt nie umie zatamować tego potoku, więc on dalej się kręci i kręci, aż moje serce przestaje bić, zamienia się w skorupę, powraca do wcześniejszej postaci.
Westchnąłem cicho, kciukiem ścierając tą cholerną łzę.
- Martwisz się? - szepnął Austin, delikatnie dotykając mojego ramienia.
Prawie niezauważalnie skinąłem głową, zaciskając oczy. Poczułam pod powiekami coś mokrego. Tak, to łzy, ale nie dam im się wydostać.
- Cholernie się martwię Austin. Ona jest dla mnie ważna, nawet jeśli powiedziałem to co powiedziałem, ja i tak mógłbym dla niej skoczyć w ogień. Jest moją jedyną nadzieją, moją zmianą, a teraz co? A teraz przez Stylesa i jego chore pomysły, mój świat się rozpada. Nie wiem, czy ona żyje - wciągnąłem głośno powietrze, próbując odepchnąć od siebie tą myśl.
Niestety przed moimi oczami, ukazał się obraz, Emily, leżącej na podłodze, w kałuży krwi. Jej oczy powoli się zamykały, usta były lekko rozchylone, próbowały złapać jeszcze odrobinę powietrza, niestety to się nie udało. Szepnęła coś niewyraźnie i zamknęła swoje cudne oczy, odchodząc na tamten świat.
Wzdrygnąłem się. Jestem dziwny. Zamiast myśleć pozytywnie, że Styles jej nic nie zrobi, przecież jemu na niej też zależy, ja wymyślam, że ona już nie żyje.
- Prześpij się.
Spojrzałem na Austina, który uśmiechał się delikatnie. Zmarszczyłem brwi, jakbym nie rozumiał, słów które przed chwilą wypowiedział.
- Zdrzemnij się, jak wylądujemy to cię obudzę.
Skinąłem głową i oparłem głowę o zagłówek, wpatrując się w okno. Pod nami, obok nas, wszędzie były tylko małe chmury. Przymknąłem oczy i już po chwili śniłem o mojej, cudnej Emily.

Wpadłem do domu, jak oszalały. Prawie rozjebałem drzwi, ale kurwa mniejsza o to. Austin dreptał za mną, najwyraźniej mało przejęty moim wybuchem. Usłyszałem ciche śmiechy dobiegające z salonu, więc popędziłem tam ile sił w nogach. Siedzieli tam Lou, Liam, Danielle i na kurwa, całe, cholerne szczęście Niall.
Odetchnąłem z ulgą, widząc, że mojemu przyjacielowi nic nie jest. Właśnie on, jako pierwszy skierował spojrzenie swoich błękitnych oczu w moją stronę.
- Zayn? Miałeś wrócić za tydzień.
Zmarszczyłem brwi. Ale kurwa zajebiste powitanie. Tak, Niall, ja też się strasznie cieszę, że cię widzę! Nie, wszystko w porządku, tak tylko wpadłem do domu, rozwalając drzwi, ale co tam! Powinienem wrócić za tydzień!
- Gdzie jest Styles?
Wszyscy spojrzeli na mnie, a Horan przełknął nerwowo ślinę. Dobrze wiem, że on wie, że ja wiem, że Styles porwał Emily. Niall podrapał się po karku i westchnął głośno.
- Masz być spokojny, jasne?
Wywróciłem oczami. Przecież ja jestem kurwa oazą spokoju.
- Horan, nie wkurwiaj mnie. Gdzie jest Styles!?
- Wyszedł.
Wyszedł. Kurwa wyszedł.
- Gdzie? - zmarszczyłem brwi, mierząc go spojrzeniem.
Wzruszył lekko ramionami.
- Nie mówił gdzie.
Jasne. Styles nie mówi, gdzie poszedł, Horan wcześniej słyszał, że chce porwać Emily, ale jego to nic nie rusza. Czasami zdaje mi się, że tylko ja w tej paczce cokolwiek myślę.
- Dzwoniłeś do mnie, a potem co się stało?
- Harry mnie nakrył, zabrał telefon, powiedział, że ćwiczyli do jakiegoś przedstawienia i dał mi kasę na hamburgera, to pojechałem do maka i nam kupiłem.
Jezu. Jego zawsze żarciem przekupywał, a on nadal się nie nauczył.
- Oświecę cię blondasku. Styles odebrał jak do ciebie dzwoniłem, to on porwał Emily, gdzieś ją przetrzymuje, a ty sobie wpierdalasz hamburgery?!
Zamrugał kilkakrotnie oczami i spuścił głowę, najwidoczniej dość zmieszany.
- Gdzie może ją trzymać? - wtrącił Liam, przysłuchujący się naszej konwersacji.
Właśnie, gdzie?
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Może w jego pokoju coś znajdziemy? - teraz swoje zdanie, dołożył także i Lou.
Muszę przyznać, ma dobry pomysł. Stylesa nie ma, raczej się nie dowie, że mu węszyliśmy w pokoju.
Pokiwałem głową.
- Idziemy przeszukać jego pokój.

*Emily's POV*

Wciągnęłam głośno powietrze, widząc jak jego sylwetka staje się wyraźniejsza. Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości. Harry Styles, we własnej osobie.
Nagle przed oczami pojawiły mi się nasze wspomnienia. Nie było ich wiele, ale jednak były...
To jak się mną opiekował w klubie, kiedy widziałam pijanego Malika. Potem gdy dowiedziałam się o Zaynie i Alex, jak piekł ciasto. Zawsze był dla mnie miły, czasami aż zbyt miły, ale to wtedy nie było podejrzane, a teraz? Oto ja. Emily Johnson porwana przez jednego z napaleńców, kupla, drugiego napalonego idioty. Oni serio dobrze się dobrali, jeśli chodzi o mózgi, obydwaj mają tam orzechy laskowe.
Uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie dotarł do jego oczu.
- Cal, jak się trzymała?
Przeniosłam swoje spojrzenie na tamtego, który wpatrywał się w Harry'ego jak w obrazek.
- Była dość grzeczna, ciągle spała, ale teraz zaczęła gadać.
Styles, podszedł do mnie. Niestety był za blisko, lecz nie mogłam go odepchnąć, bo oczywiście mnie związali. Nasze nosy prawie się stykały, gdy jego szmaragdowe tęczówki, przewiercały mnie na wskroś.
W tym momencie uświadomiłam sobie, że chyba nigdy nie patrzyłam w oczy Malika. Tak samo jak prawie nigdy go nie dotykałam. Bałam się tego zrobić. Bałam się utrzymywać z nim kontakt wzrokowy, bo czasami nic nie wiadomo, co mu wpadnie do głowy.
Cyniczny uśmiech wykwitł na ustach Harry'ego, jak rozkwita pąk róży.
Właśnie... róże są śliczne, chciałabym kiedyś dostać taki bukiet od Zayna. Ale tylko herbaciane, ewentualnie niebieskie, ale ona są rzadko spotykane. Więc białe, bądź herbaciane.
Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko do swoich myśli, na co usłyszałam ciche prychnięcie.
- Zobacz, szczerzy się jak, jak, ech.
Otworzyłam jedno oko i zauważyłam, że Styles drapie się po głowie, wyglądając jak myśląca małpa.
Zachichotałam, lecz szybko tego pożałowałam. To było coś takiego jak z Malikiem na początku naszej znajomości. Choć do takiego zachowania z jego strony się przyzwyczaiłam, ale nieobliczalny Styles, to definitywna nowość jak dla mnie.
Złapał mój podbródek, na co cicho syknęłam z bólu. Oparł swoje czoło o moje, znów wpatrując się w moje oczy. Jego były przepełnione gniewem. Zaciskał zęby i oddychał głęboko, przez co jego nozdrza się rozszerzyły. Przełknęłam nerwowo ślinę, widząc jak bardzo zmienił się przez te kilka tygodni od ostatniego czasu kiedy widziałam go, całego w mące.
- Z czego się tak cieszysz? - syknął, a ja poczułam nieprzyjemne ściskanie w żołądku.
Pokręciłam jedynie głową, na co on oczywiście prychnął. Puścił moją twarz, a ja od razu zaciągnęłam się powietrzem, które najwyraźniej wstrzymywałam.
- Co masz zamiar ze mną zrobić?
Uniósł kącik ust, widząc, że się go boję. Odsunął się nieznacznie, okrążając stołek dookoła, bawił się swoimi palcami. Co jakiś czas łapał pasmo moich włosów, bawiąc się nim.
- Teraz jesteś moja - szepnął do mojego ucha, na co momentalnie wszystkie włosy stanęły mi dęba.
Jak to jego? Nie jestem niczyja.
- Nie jestem zabawką, nie należę do nikogo.
Zaśmiał się szyderczo i pokręcił powoli głową.
- Należysz. Do mnie.
Podciągnął swój rękaw, ukazując mi ramię na którym znajdowało się parę tatuaży. Obok jednego z nich było jeszcze zaczerwienienie. Przysunął dłoń do mojej twarzy.
- Czytaj.
Szybko przeleciałam wzrokiem po całym jego ramieniu, moje spojrzenie spoczęło na jednym tatuażu. Źrenice od razu rozszerzyły mi się na maksa, gdy do mnie doszło, co tam jest. Ten cholerny napis. "I belong to Emily". Nie. Nie. Nie! On do mnie nie należy, ja do niego nie należę!
Zamrugałam kilkakrotnie, kiedy podwinął także mój rękaw. Zauważyłam takie samo, małe zaczerwienienie i napis... kurwa. "I belong to Harry"...

__________________________________________________________
Witam.
Przepraszam, że rozdział nie ukazał się w tamtym tygodniu.
Nie miałam weny, a teraz mam chwilę, to coś napisałam.
Jak Wam się podoba?
Powiem wam, że jesteście po prostu wow...
Jeśli dobrze pójdzie to przed końcem tej części, dobijemy do 100.000 wyświetleń.
Mamy 93 obserwatorów, OMG.
A ja pisałam to z nudów.
Nie mam talentu, ech...
Mam do was pytanko, ale to umieszczę jako ankietę, bo nie mogę się zdecydować.
To tyle na dziś.
Kocham Was!
@luv_my_ziall ♥ xx