Kiedy Niall wyszedł, długo siedziałem w sali i myślałem nad tym co powiedzieć Emily, kiedy się tutaj zjawi.
Blondyn wprawdzie obiecał, że troszkę tego całego zamieszania jej wytłumaczy, zatai przed nią sprawę z Tiffany i wszystko będzie dobrze, chyba.
Nialler nigdy by mnie nie okłamał, przecież on też kocha Em, chyba nawet bardziej niż ja, bo szczerze to ja nie wiem co czuję.
Wiem, że dzięki niej jestem inny, lepszy, ale czy to jest miłość?
Chyba więcej tego dziwnego uczucia kieruję w stronę Horana, ale nie chodzi o to, żeby być parą, tylko to jest braterska miłość.
Kilka razy zastanawiałem się, co niektóre we mnie widziały, przecież nie jestem jakimś super facetem, który jest nieziemsko przystojny i ma wszystkie najlepsze atrybuty.
Czasami zaskakiwała mnie ta łatwość zaciągania kobiet do łóżka, ale to przeszło, już nie chcę ich wykorzystywać, teraz chcę zacząć od nowa, ale chyba nie dam rady sam.
Zerknąłem na zegarek, który wisiał nad drzwiami sali i dostrzegłem, że dochodzi dwudziesta trzecia.
Westchnąłem przeciągle i zakopałem się w ciepłej kołdrze, która pachniała lawendą.
Znaczy się lawendowym proszkiem, bo raczej lawendy tutaj nie wysypali.
Fale rozbijały się o brzeg, a do moich nozdrzy doleciał zapach słonej wody.
Wzdrygnąłem się lekko, ale na moich ustach zamajaczył lekki uśmiech, spowodowany promieniami słońca padającymi na moją twarz.
Odgarnąłem niesforne kosmyki z czoła i przeczesałem grzywkę palcami, układając się na brzuchu.
W oddali słychać było śmiech dzieci, tak radosny i donośny, że serce rosło od samego słuchania.
Przymknąłem oczy, układając twarz na miękkim ręczniku i poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie.
Pogoda dzisiaj dopisywała, pierwszy raz odkąd udaliśmy się w tą podróż do Hiszpanii.
Zawsze chciałem zwiedzić to miejsce i cieszyłem się, że mogę to uczynić wraz z osobą którą kocham.
Cieszyłem się z każdej spędzonej razem chwili, niestety nie podobało mi się zbytnio, że musiałem zabrać ze sobą swoje kuzynki i je niańczyć, ale nie wszystko jest takie kolorowe.
Lubiłem siedzieć na plaży i oglądać zachód słońca, popijając najlepsze koktajle serwowane w okolicy.
Kochałem te niebieskie oczy, które tak bardzo mnie fascynowały od naszego pierwszego spotkania.
Te rumieńce, które zawsze wykwitały na policzkach, pod wpływem słońca.
Te blond kosmyki...
Usiadłem gwałtownie, szeroko otwierając oczy.
Jakie blond kosmyki!?
Ten sen był fajny, tylko do tego cholernego momentu z tymi blond włosami.
Podświadomość pokazuje mi ukochaną osobę, tylko dlaczego to kurwa jest Niall!?
Przetarłem twarz dłońmi i pokręciłem głową.
Teraz raczej nie zasnę.
Nie po takim śnie...
To wszystko jest chore.
Nigdy bym z nim nie był, za żadne skarby świata.
Nie chcę dopuścić do siebie faktu, że mógłbym być gejem i lizać się z najlepszym przyjacielem.
To jest okropne, o ile to słowo to nie jest za mało.
Boję się zasnąć, boję się kolejnego głupiego snu, który wyprowadzi mnie z równowagi.
Muszę jutro być naturalny, nie przejawiać żadnych oznak, tego dziwnego snu, który również mógłby być moim koszmarem.
Ale... podobno, gdy ktoś ci się śni, to znaczy, że za nim tęsknisz... a może on za tobą?
Nigdy tego nie zrozumiem...
Znów położyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy.
Obudziło mnie stukanie do drzwi.
Jęknąłem przeciągle i wydukałem ciche "proszę", przecierając zaspane oczy.
W drzwiach pojawiła się głowa Emily, po czym otworzyły się one szerzej i cała jej postać weszła do środka.
Zamknęła cicho drzwi i powoli podeszła do łóżka, usiadła na krześle postawionym obok i niepewnie złapała mnie za rękę.
Gładziła kciukiem moje knykcie, wpatrując się w pościel, robiła wszystko mechanicznie, jakby miała to wyćwiczone.
Nie chciałem na nią patrzeć, nie teraz kiedy widzę jak bardzo jest zraniona, jak bardzo jest jej ciężko.
Wgapiałem się tępo w sufit, nawet nie reagując na jej dotyk.
Może byłem dla niej obojętny, może zbyt surowy, może nie powinienem, ale to wszystko było takie dziwne.
Jeszcze dwa tygodnie temu, jakby ktoś mnie zapytał o ukochaną, bez namysłu wypowiedziałbym jej imię, a teraz?
Teraz wszystko w mojej głowie buzuje i ja sam nie wiem co mam z tym zrobić.
Najpierw jest wszystko dobrze, wszystko się układa, jest znakomicie, potem coś mi odwala, ona wyjeżdża, porywają ją, mnie chcą zabić, ona nie wie, że żyję i tak w kółko?
Nie umiałbym tak żyć.
Jeszcze ten durny sen, nie wiem co to miało być i nawet nie chcę wiedzieć.
Nie chcę wiedzieć jak wyglądałoby moje życie u boku Horana.
Przecież byłbym pośmiewiskiem numer jeden w całym mieście.
Przecież on jest dla mnie jak brat, nie umiałbym z nim być, nawet gdybym bardzo chciał.
A może umiałbym?
Wolę nie umieć i nawet się tego nie uczyć, to byłoby za trudne.
Nie chcę krzywdzić ludzi na których mi zależy, ale niestety robię to każdego dnia, nawet bez mojej wiedzy.
- Czemu mnie zostawiłeś? - szepnęła miękko, nadal nie zaprzestając swoich ruchów.
Westchnąłem cicho.
Chłopaki wmówili jej, że mam ją w dupie i nie chciałem jej uratować.
- Nie zostawiłem. Pojechałem, żeby cię odbić, ale mnie postrzelili i widzisz, że jestem tutaj.
Pokiwała lekko głową i zabrała dłoń, wpatrując się w swoje palce.
To chyba nie będzie łatwa rozmowa, zważywszy na to, że ona nie ma humoru, a ja nie umiem jej wszystkiego odpowiednio wytłumaczyć.
- Co do mnie czujesz? - podniosła na mnie wzrok i w jej oczach mogłem dostrzec pewnego rodzaju zawód.
Przygryzłem lekko wargę, wpatrując się w jej tęczówki, ale nie umiałem dobrać właściwych słów.
Siedzieliśmy tak przez pewien czas wpatrując się w swoje oczy.
Brązowe w niebieskie.
Niebieskie w brązowe.
To było jak wieczność, ale czym jest wieczność gdy nie wiesz co powiedzieć, a czas gna i gna...
- Nie wiem - pokręciłem głową, odrywając wzrok od jej oczu.
Spuściła głowę i zaczęła skubać rękawy bluzy.
Odchyliłem głowę w tył i znów wpatrywałem się w jeden punkt na suficie.
- Myślałam, że wszystko sobie wyjaśnimy - mruknęła cicho, ale na tyle głośno, bym mógł ją usłyszeć. - Myślałam, że powiesz mi czemu to zrobiłeś, czemu zawsze byłeś dla mnie taki obojętny, taki dziwny, czemu mnie okłamywałeś, czemu ja głupia ci ciągle wierzyłam, przebaczałam i teraz cierpię. Wolałabym nigdy cię nie spotkać, wolałabym zapomnieć, ale nie umiem. Miłości nie da się zapomnieć, ale co ty o tym wiesz? - prychnęła cicho i pokręciła głową z wyraźną pogardą. - Jesteś tylko maszyną do ruchania Malik, nigdy nie będziesz nikim lepszym. Nawet wielka zmiana ci nie pomoże, miłość też nie. Odpychasz każdego kto chce ci pomóc, masz wszystkich gdzieś, wielki pan się znalazł. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz kogoś, kto będzie chciał z tobą być, mam nadzieję, że znajdziesz kogoś cholernie podobnego do ciebie. Zapomnij o mnie, a ja zapomnę o tobie. Przynajmniej się postaram - zakończyła i od razu wstała, kierując się do wyjścia.
- Emily... - popatrzyła na mnie, opierając rękę na ścianie obok drzwi. - Jakbyś zapytała się mnie jakieś dwa tygodnie temu czy coś do ciebie czuję, bez najmniejszego namysłu powiedziałbym, że tak. Nawet nie wiesz jak cholernie źle się czułem kiedy cię porwali, albo kiedy wyjechałaś, nie umiałem sobie poradzić, czasami kłamałem w ważnych sprawach, to fakt, ale nikt nie jest idealny, tym bardziej ja. Nie umiem rozpoznawać uczuć, nie umiem ich rozróżniać, ani nazywać, ale jakoś próbuję. Chciałbym znaleźć kogoś, kogo pokocham, myślałem, że to ty, ale teraz chyba nie jestem pewien - westchnąłem cicho, wzruszając ramionami. - Jestem zwykłym człowiekiem Emily, popełniam błędy i na nich się uczę, nie chcę krzywdzić ludzi, na których mi zależy, ale często robię to bez mojej wiedzy. Chcę, żebyś wiedziała, że życzę ci szczęścia w życiu, miłości, ogólnie szczęścia. Żeby nikt nie sprawił, by w twoich oczach pojawiły się łzy, tylko paliły się tam ogniki miłości. Życzę szczęścia, największego jakie kiedykolwiek mogło być. Wszystkiego najlepszego Em - uśmiechnąłem się słabo.
Westchnęła przeciągle i bez słowa wyszła, zamykając cicho drzwi.
Wpatrywałem się chwilę w nie, analizując wypowiedziane słowa.
Może powiedziałem coś źle, a może nie...
Wiem, że ona chciała i próbowała mnie zmienić, troszkę jej się udało, ale... nie każdy daje radę.
Może po niej ktoś inny da radę, dokończy jej dzieło.
Może nikt nie będzie mnie chciał, a może i ja będę szczęśliwy.
Wiem, że razem z nią z tej sali wyszła moja zmiana.
Teraz jestem chyba taki sam jak wcześniej.
Przynajmniej ja tak to czuję.
Przynajmniej ja sądzę, że nic mnie nie zmieniła.
Chociaż próbowała, udało jej się, ale wracam do punktu wyjścia.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ