środa, 9 kwietnia 2014

34.

*Zayn's POV*

Wszyscy drapali się po karkach, głowach lub policzkach, próbując wywnioskować co to za miejsce. Nawet Austin, który przecież nie mógł wiedzieć dokąd prowadzi ta mapa, jak najbardziej wysilał swój orzeszek, w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, nawet z Miami, podobnego do tego.
Mapa, znaczy okolica na niej wyglądała dość znajomo, tylko przecież ja nigdy nie wiem skąd ją znam.
To jest ten mój minus, że mam słabą pamięć. Nie umiem sobie przypomnieć skąd znam tą cholerną kryjówkę... może tak mi się tylko zdaje, że ją znam? Może to sceneria z jakiegoś filmu, który oglądałem?
- To nie jest kryjówka ćpunów? - mruknął tuż za moich uchem Liam, wpatrując się w kartkę.
Możliwe... kilka razy tak chodziłem, po towar dla kumpli i czasami też dla siebie, może stąd to kojarzę...
Dzielnica "nędzy", tam każdy ćpa, ale co im lepszego zostało? Spać w rozpadających się domach, kiedy wszyscy urzędasy prawie kąpią się w pieniądzach, a dla nich nie ma, nawet złamanego centa, na różne opłaty, już nie mówiąc nawet o chlebie.
- Wiem gdzie to jest - spojrzałem niepewnie na chłopaków, którzy marszczyli brwi.
To nie będzie łatwe zadanie... ani łatwa opowieść...
- Skąd wiesz, gdzie to jest? - Liam, czyli moja tutejsza matka, zmarszczył czoło, tak że pomiędzy jego brwiami powstała bruzda, taka, że dziwka może w nią wepchnąć tipsa i on się cały zmieści.
Westchnąłem cicho, skacząc wzrokiem od jednego chłopaka, na drugiego. W końcu postanowiłem spuścić wzrok i opowiadać im wszystko, jak na spowiedzi, bawiąc się palcami.
Zamknąłem na chwilę oczy, żeby przypomnieć sobie ten obraz.
- Zanim was poznałem, jak przyjechałem do Londynu, przez pierwsze trzy miesiące musiałem działać sam. Raz chodziłem normalnie ulicami, kiedy zza rogu wyskoczył jakiś chłopak. Miał kaptur na głowie, podartą kurtkę, połatane spodnie. Stanąłem jak wryty, wpatrując się w niego. W ręce trzymał chyba puszkę z farbą, nie pamiętam dokładnie. Robił graffiti, na pobliskim murze. On również stanął i przez kilka sekund, wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Jego były szare, wielkie, przestraszone... widać było, że ktoś go goni. Zaraz zza rogu wypadł jakiś stary mężczyzna, chłopak zerwał się i uciekł w nieznanym mi dotąd kierunku. Kiedy wszystko ucichło, zajrzałem na tą ścianę. Było tam cudne graffiti, namalowane ręką mistrza. Sam mam do tego słabość, chciałem go odnaleźć i poprosić, żeby mnie nauczył...
- Ale co z tym wszystkim ma wspólnego ta okolica? - mruknął, dość znudzonym głosem Louis.
Wywróciłem oczami, chcąc dać mu do zrozumienia, że ja opowiadam i niech mi się nie wpierdala do historii.
Uniósł ręce w geście obronnym i oparł się o biurko, w odległości wyciągnięcia ręki ode mnie.
- Po chwili namysłu, postanowiłem iść w tym kierunku co on. Nie sądziłem, że go znajdę, przecież to graniczy z cudem. Miałem jakieś pięć minut straty, do niego, ale jakoś dałem radę, dogonić tego faceta. Zrezygnowany odszedł w kierunku, chyba swojego domu. Wtedy na ścianie obok siebie, zauważyłem strzałkę... na następnej kolejną i kolejną. Chłopak mnie prowadził. Idąc za wskazówkami, coraz bardziej oddalałem się od spokojnej ulicy Londynu i kierowałem się w stronę jakiejś dzielnicy nędzy. Na zniszczonych schodach, rozpadających się domów, siedziały matki z wychudzonymi dziećmi na rękach. Dzieci płakały, były głodne, zapewne od dawna nie miały niczego w ustach. Rozejrzałem się wtedy i go zobaczyłem. Siedział na schodach, obok jakiejś dziewczyny. Opierała głowę na jego ramieniu, a on głaskał jej włosy. To było słodkie... kilka minut temu, mógł zostać złapany, a teraz zapewne przeprasza swoją dziewczynę. Poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy i zostałem tam przez kilka tygodni. Okazało się, że prawie wszyscy tam są ćpunami. Mnie też kiedyś próbowali coś wcisnąć, ale po tym jak zobaczyłem Drew, ledwie żywą, już wiedziałem, że to przez to świństwo zmarła.
- Drew to była ta dziewczyna? - spytał Austin, wpatrując się we mnie.
Skinąłem lekko głową.
- Chłopak miał na imię Rob. Byli chyba najbardziej kochającą się parą, jaką kiedykolwiek poznałem. Kiedy Drew odeszła, z nim nie było już kontaktu. Po paru tygodniach, jak już odszedłem z tego towarzystwa, dostałem wiadomość, że wstrzyknął sobie śmiertelną dawkę. I tak długo by nie pociągnął. Teraz, są razem. Już na zawsze, będą razem...
Usłyszałem pociąganie nosem i podniosłem na nich wzrok. Nie są źli, że żyłem z ćpunami, to bardziej ta historia miłości, ich wzruszyła.
- Stąd znasz tą ulicę? - pokiwałem tylko głową w odpowiedzi.
Złożyłem znowu mapę i wsunąłem ją do kieszeni spodni. Spojrzałem na Niall'a i skinąłem głową. Od razu wiedział o co chodzi. Wybiegł z pokoju, słyszałem tylko jak zabiera kluczyki od swojego samochodu z szafki w kuchni i pędzi na złamanie karku do garażu.
- Więc... jedziemy ją odbić?

Rozłożyłem mapę na swoich kolanach, od czasu do czasu kierując Niall'a w dobrym kierunku. Przyciszałem radio, znajdujące się w samochodzie, a Horan jak na złość, je pogłaśniał i wybuchała między nami prawdziwa wojna. Nie mogę się skupić, kiedy w uszach mi ktoś śpiewa o jakiejś tam miłości, chuj wie o czym. Miłość w tym wypadku mi chyba nie pomoże.
- Skręć w lewo - mruknąłem, mrużąc oczy i dokładnie wychwytując nawet najdrobniejsze szczegóły.
Po chwili byliśmy na miejscu... prawie nic się nie zmieniło. No może, tylko to dziecko na rękach u matki.
Matki już nie było. Małe dziecko, bawiło się patyczkiem. Coś rysowało na ziemi.
Niall zaparkował na samych początku tej ulicy. Zgodnie z mapą, bunkier, magazyn, czy jak to nazwiemy, znajdował się na samym końcu tej drogi. Zerknąłem na dziecko. Wpatrywało się w nas, wielkimi niebieskimi oczami, co chwilę głośno przełykając ślinę. To nie oznaka strachu... było głodne.
Szturchnąłem Niall'a, a on podniósł na mnie wzrok, pełen niezrozumienia.
- Masz coś do jedzenia? Jakąś bułkę, batona?
Zamyślił się na chwilę i powoli pokręcił głową.
- A ty co? Mogłeś coś w domu zjeść.
Zmarszczyłem brwi. On nic nie rozumiał.
Spojrzałem ponad jego ramieniem na dziecinę, która teraz opuszkami paluszków, gładziła powierzchnię patyczka, którym przed chwilą rysowała.
- Masz coś czy nie? - fuknąłem, spoglądając na Horana.
Pokiwał głową i zaczął szperać po kieszeniach. Po chwili wręczył mi mały batonik. Otworzył drzwi od samochodu, później schowek i wyjął jakąś kanapkę.
- Świerza? - uniosłem lekko brew, przekładając w rękach bułkę.
Niall skinął głową.
- Wczoraj ją zrobiłem.
Uśmiechnąłem się pod nosem, chowając smakołyki za plecami. Powoli podszedłem do dziecka. Zaczęło się cofać, na schody, potem zapewne chciało uciec do domu. Pokręciłem lekko głową i przykucnąłem w bezpiecznej odległości.
- Jak masz na imię? - spytałem, powoli podnosząc wzrok na wyraźnie przerażone dziecko.
- Kim - szepnęła dziewczynka, łapiąc się za brzuszek.
- Jesteś głodna?
Odpowiedziała mi skinieniem głowy.
Rozejrzałem się dookoła. Chłopaki patrzyli na mnie jak na jakiegoś idiotę. Mam to w dupie, chcę tylko pomóc małemu dziecku.
Powoli wyciągnąłem zza pleców kanapkę i batonik. Mała zrobiła wielkie oczka, patrząc na zawartość moich rąk. Uśmiechnąłem się lekko.
- Chcesz? - pokiwała głową.
Rozłożyłem ręce, modląc się, żeby jej nie przestraszyć. Dobrze nam idzie, mała nie spierdol tego.
Dziewczynka po chwili znalazła się w moich objęciach. Przycisnąłem ją mocno do siebie. Wziąłem ją na ręce i powoli wstałem, odwijając kanapkę z folii śniadaniowej. Wręczyłem ją dziewczynce, a ona łapczywie obgryzała całą bułkę. Cmoknąłem ją w czoło, ona w odpowiedzi mocniej mnie przytuliła. Kiedy skończyła, podałem jej odpieczętowany batonik. Obejrzała go z każdej strony, dość uważnie.
- To jest słodkie, zobacz - ugryzłem kawałek i uniosłem brew, pokazując jej, że to jest zjadliwe.
Skinęła główką i zaczęła jeść. Po chwili znów złapała się za brzuszek.
- Najedzona? - zaśmiałem się cicho, trącając nosem jej policzek.
Dziewczynka znów odpowiedziała skinieniem głowy. Odstawiłem ją powoli na ziemię. Mocno przytuliła się do mnie, kiedy kucnąłem przed nią.
- Pamiętam cię jak byłaś mała - szepnąłem, głaszcząc jej włosy. Uśmiechnęła się lekko, wiem że ona nie ma prawa mnie pamiętać, miała wtedy może pół roku.
- Muszę już iść, mama czeka - odsunęła się powoli ode mnie, a potem tylko widziałem jej odskakujący kucyk, kiedy pędziła do domu.
Wstałem, otrzepując spodnie z piachu, po czym napotkałem zdziwione spojrzenia chłopaków.
- No co? - mruknęłam, wkładając ręce do kieszeni.
- Co to było? - mruknął, dość zdziwiony Liam.
Wzruszyłem tylko ramionami i ruszyłem w kierunku magazynu z prawdopodobnie Emily w środku.
- Bawisz się w Matkę Teresę, Malik? - wywróciłem oczami, mocniej zaciskając palce na krawędziach mapy. Tak, lubię się bawić w pomoc, przecież wolno.
- Dobra, chłopaki. Rozdzielamy się. Ten barak jest spory, trzeba będzie to dobrze rozegrać. Ja biorę jeden pokój na parterze, Niall idziesz do następnego. Reszta leci na piętro, zrozumiano? - skinęli głowami.
Liam, Louis i Austin pobiegli schodami, które znajdywały się na zewnątrz, prosto na piętro. Skinąłem głową na Niall'a. Wszedł do środka i zniknął zaraz za kolejną ścianą. Westchnąłem cicho. Zabawa z dzieckiem to pikuś przy tym. Niepewnie postawiłem krok do przodu. Jest bezpiecznie... zrobiłem kilka kroków i rozejrzałem się po pokoju. Czysto. Odetchnąłem z niesamowitą ulgą, wiedząc, że tutaj jestem choć na chwilę bezpieczny. Ruszyłem w głąb pomieszczenia, kiedy ktoś podciął mi nogi. Upadłem jak klocek na ziemię, prosto na lewy policzek. Uderzyłem głową o ziemię i czułem teraz tępy ból w okolicach lewej skroni. Jęknąłem cicho, czując jak ktoś, próbuje mnie odwrócić na plecy. Teraz krew leciała prosto we włosy, już oczy były suche i mam nadzieję, że nie ma wielkiej rany. Powoli podniosłem rękę, żeby zgadać rozcięcie, ale to było tak cholernie bolesne i wyczerpujące... Obok mnie nagle coś błysnęło. Jakby zapalniczka. Ktoś odpala papierosa... Rozglądałem się dookoła, ale było tak ciemno i nic nie widziałem. Powoli zacząłem też tracić orientację. W głowie mi się kręci, skroń mnie boli i pulsuje, krew leje się chyba strumieniem, leżę jak głaz, zdany tylko na łaskę tego kogoś, kto jest tutaj ze mną. Szuranie butów jest dość bliskie. Lekko podnoszę się na łokciach, ale zaraz but ląduje na mojej klatce piersiowej dociskając mnie do ziemi. Głowa uderzyła mocno o twardą podłogę. Syknąłem i zacisnąłem oczy, czując jak ból rozchodzi się po czaszce. Zaraz na mostku poczułem już nie but, ale kogoś kolano. Otworzyłem powoli oczy, ciężko dysząc, próbując jakoś opanować ten cholerny ból... Jaki skurwysyn tak mnie urządza?! Napotkałem pełne złości brązowe oczy. To nie Harry, pewnie Cal... złapał mój podbródek i jak dla zabawy, obracał moją głową to w lewo, to w prawo.
- Co ona w tobie widzi? - zacmokał, powoli kręcąc głową.
Poczułem zimne ostrze noża, tuż przy moim prawym policzku. Czułem jak powoli rozcina mi skórę. Jak wtapia się w nią, kurwa.
- Byłeś pięknisiem Malik, teraz będziesz bestią - syknął mi do ucha, ale słabo go słyszałem.
Krew z rany na skroni, skutecznie je zatkała.
Poczułem nagły ucisk na brzuchu. Jego kolano zmieniło położenie. Czułem jak wwierca się nim w mój brzuch, powodując, że czułem w ustach mój ostatni posiłek. Wstał ze mnie, potem odwrócił na bok i kilka razy kopnął w brzuch. Wyplułem zbędną krew, zalegającą w moich ustach. Uśmiechnął się zwycięsko i kucnął obok mnie. Podniosłem na niego wzrok. Wyjął zza paska broń i słyszałem jak ją naładował. Potem widziałem tylko wycelowany pistolet. Zamknąłem oczy i czekałem, aż mnie zastrzeli.
- Żegnaj Malik - mruknął i po tym był tylko strzał.

_______________________________________________________________
Witam. Rozdział wcześniej, nie wiem czy fajny, ale jest.
Jestem teraz w trakcie lektury "Igrzysk Śmierci", więc widzicie mą "brutalność"
Zayn Malik jako "chłopak od chleba" 
Peeta i Zayn mają podobne nazwiska, no przynajmniej według mnie
Czemu nie zrobić z Malika piekarza?
Byłaby fajna zabawa...
Dziękuję za tak liczne przybywanie
Stan podczas pisania rozdziału:
Wyświetlenia - 113,625
Obserwatorzy - 101
Komentarzy - 819
Dziękuję za wszystko
Kocham was!
Oficjalny hashtag - #ChangePL
Iza aka @luv_my_ziall ♥ x

21 komentarzy:

  1. cudowne, jak zawsze! ;*
    P.S. pierwsza!

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest boskie. Cudowne, niesamowite.
    Kocham tego bloga. Jest ksbxoshsbsos
    martwie sie o Zayna ♥
    Czekam nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. co ale jak to noo Zayn nie może zginąć biedny czekam na kolejny rozdział mam nadzieje że będzie szybko :c :x

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że szybko dasz kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, Zayn nie może zginąć. Co to, to nie!
    Malik taki jakiś jest słodki w tym rozdziale. I jeszcze ta scena jak dawał jeść tej dziewczynce. Cudo!
    Czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  6. omg nie spodziewałam się takiego czegoś ♥ genialnie piszesz i czkam na kolejny rozdział! ♥
    @Karolina_Brooks xx.

    OdpowiedzUsuń
  7. Co? ;o Zayn nie może zginąć! Musi ją odbić! <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajny kiedy nastepny ?? Xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie! Nie wierzę!!! Zayn nie może umrzeć!!!
    To niemożliwe, prawda?
    Dodawaj kolejny szybko!!!!
    To musi się wyjaśnić! :3
    @Zaniloliry_wife

    OdpowiedzUsuń
  10. Super prosze next rozdział zarąbisty naprawde dziewczyno umiesz pisać kocham twojego bloga i mam nadziej że jeśli twoja opowiadanie niestety dobiegnie końca ( czego nie zniosłabym ) zaczniesz pisać następne! I życzęweny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Aw urocza i bardzo smutna ta opowieść Malika :c
    Nieee mam nadzieję że Zen będzie żył ;-;
    Rozdział wspaniały, czekam na kolejny ♥
    /luvmymarryx69

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział, czekam na nexta z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny, czekam na next!!!!!!! ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  14. NIEEEEEEE!!!!!!
    Nawet nie myśl że pozwolę ci aby zabili zayna
    Bez jaj
    On ma żyć
    Roździał cuduwny jak zawsze
    Kocham <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu blagam niech on go nie zabije !!!
    Proszę to nie może się tak skończyć !
    a i cudo *-*

    OdpowiedzUsuń
  16. Dalej! Tylko niech ten pieprzony Cal go nie zabije! PLEASE!

    ~~Aga

    OdpowiedzUsuń